Bez miłości niczym są wszystkie dzieła, nawet te najwspanialsze,
jak wskrzeszanie umarłych czy nawracanie ludów.
Nie znam innej drogi, by dojść do doskonałości, jak miłość.
Kochać, jakże nasze serce do tego właśnie jest stworzone!
Szukam niekiedy innego słowa, które mogłoby wyrazić miłość,
ale na ziemi wygnania słowa nie są w stanie
oddać wszelkich drgnień duszy,
toteż trzeba uchwycić się tego jedynego słowa: kochać.
Mówiąc daj mi pić (J 4, 7), Stwórca świata domagał się miłości od swego biednego stworzenia.
On pragnął miłości. Ach! czuję to teraz więcej niż kiedykolwiek,
Jezus jest spragniony.
Od zwolenników świata Jezus doznaje tylko niewdzięczności i obojętności,
a pomiędzy swymi uczniami mało znajduje - niestety - serc, które oddają Mu się bez zastrzeżeń, które rozumieją całą czułość Jego nieskończonej miłości.
Ach! gdyby Jezus zechciał ukazać się wszystkim duszom wraz ze swymi niewysłowionymi darami, bez wątpienia żadna z nich nie wzgardziłaby Nim,
ale On nie chce, żebyśmy Go miłowali dla Jego darów,
On sam winien być naszą nagrodą.
Zgłębiając tajemnice Mistycznego Ciała Kościoła,
nie rozpoznawałam siebie w żadnym z jego członków,
wymienionych przez św. Pawła,
a raczej chciałam odnaleźć się we wszystkich.
Miłość dała mi klucz do mego powołania.
Zrozumiałam, że skoro Kościół jest ciałem złożonym z różnych członków,
to nie brak mu najbardziej niezbędnego, najszlachetniejszego ze wszystkich.
Zrozumiałam, że Kościół posiada Serce i że to Serce płonie Miłością,
zrozumiałam, że jedynie Miłość pobudza członki Kościoła do działania,
i gdyby Miłość wygasła, Apostołowie przestaliby głosić Ewangelię
męczennicy nie chcieliby przelewać krwi swojej.
Zrozumiałam, że Miłość zamyka w sobie wszystkie powołania,
że Miłość jest wszystkim, obejmuje wszystkie czasy i wszystkie miejsca,
jednym słowem - jest wieczna.
Znalazłam swoje miejsce w Kościele, a to miejsce, mój Boże, Ty sam mi ofiarowałeś.
W Sercu Kościoła, mojej Matki, będę miłością.
W ten sposób będę wszystkim.
Tylko miłość może uczynić nas miłymi Dobremu Bogu
i ta miłość jest jedynym dobrem, o które śmiało się ubiegam.
Bóg pozwalał mi zawsze pragnąć tego, co chciał mi dać.
Wszystko, co robiłam, czyniłam, aby sprawić
przyjemność Panu Bogu i aby zbawiać Mu dusze.
Jedną jedyną rzecz należy czynić podczas nocy życia
- tej jedynej nocy, która nastaje tylko jeden raz
- kochać, kochać Jezusa ze wszystkich sił naszego serca
i ratować dla Niego jak najwięcej dusz, aby On był kochany.
Och, sprawiać, aby Jezus był kochany!
Być z Tobą, być w Tobie, o Panie, to jedyne me pragnienie.
Serce mojego Oblubieńca do mnie jedynie należy, tak jak moje serce należy jedynie do Niego.
By kochać Ciebie, mój Boże, tak jak Ty mnie miłujesz, trzeba mi zapożyczyć Twej własnej miłości.
Jezus płonie miłością do nas. Patrz na Jego godne uwielbienia Oblicze. Przypatrz się Jego wygasłym i zamkniętym oczom; patrz na Jego rany. Wpatruj się w Jego Oblicze. Tam zobaczysz, jak On nas miłuje.
Kierownicy dusz polecają dążącym do doskonałości, aby wykonywali jak najwięcej aktów cnót, i jest to zupełnie słuszne. Lecz mój kierownik, którym jest Jezus, nie uczy mnie liczyć aktów cnót. Uczy mnie czynić wszystko z miłości, niczego Mu nie odmawiać, być zadowoloną, gdy On daje mi okazję udowodnienia Mu, że Go kocham.
O Jezu, mój Umiłowany! (...) lubisz zapalać promień Twej łaski pośród najbardziej posępnej burzy!
O mój Umiłowany, jakże mi się przedstawiasz cichym i pokornego serca pod zasłoną białej Hostii. By mnie nauczyć pokory, nie możesz się już więcej uniżyć.
Jezu, Jezu, jeśli tak słodkie jest samo pragnienie miłowania Ciebie, czymże jest więc posiadanie, radowanie się Miłością?
Bardzo się raduję, właśnie tym, że nie mam żadnej radości, ale Jezusowi tym sprawiam przyjemność.
To doprawdy nie do wiary, jak moje serce wydaje mi się duże, gdy myślę o skarbach ziemskich, ponieważ widzę, że wszystkie razem nie mogą go zadowolić, lecz gdy wpatruję się w Jezusa, jak ono wydaje mi się małe. Tak bardzo chciałabym Go kochać.
Gdy nie mam sposobności, to przynajmniej mówię Jezusowi często, że Go kocham; to nic trudnego, a podtrzymuje ogień. Choćby się zdawało, że zgasł ten ogień miłości, chciałabym dorzucać do niego cokolwiek, a Jezus potrafi rozpalić go na nowo.
Miłość Twoja, Jezu, uprzedziła mnie od dzieciństwa, wzrastała wraz ze mną,a teraz jest przepaścią, której głębokości zmierzyć nie zdołam.
Nie mam innego sposobu, żeby dowieść Ci, Jezu, mojej miłości, jak tylko rzucać kwiaty, to znaczy, że nie opuszczę żadnej, choćby najmniejszej, okazji do ofiary, żadnego spojrzenia, żadnego słowa, wykorzystam najdrobniejsze nawet uczynki,aby je pełnić z miłości. Chcę cierpieć z miłości i radować się z miłości, w ten sposób będę rzucać kwiaty przed Twoim tronem.
Wszystko, co pisałam o moim pragnieniu cierpienia - to jednak jest prawdą. Nie żałuję, że oddałam się Miłości.
Jezus pragnie naszej miłości, żebrze o nią. Zdaje się niejako na naszą łaskę. On nie chce nic wziąć, o ile Mu tego nie oddamy sami, a najmniejsza rzecz cenna jest w Jego Boskich oczach.
Uczyńmy z naszego życia ofiarę nieustanną, męczeństwo miłości, aby pocieszyć Jezusa. On chce tylko jednego spojrzenia, jednego westchnienia, lecz spojrzenia i westchnienia, które będzie wyłącznie dla Niego samego. Niech wszystkie chwile naszego życia będą dla Niego samego, a stworzenia niech nas spotykają jakby mimochodem.
Pragnę być zapomniana i to nie tylko przez stworzenia, lecz także przez samą siebie (...). Chwała mojego Jezusa oto wszystko; co do mojej, Jemu ją oddaję, a jeżeli będzie się zdawało, że On o mnie zapomniał, to przecież ma pełną swobodę, ponieważ już nie należę do siebie, ale do Niego. On znuży się szybciej, każąc mi czekać, niż ja oczekując na Niego.
Och! Ileż nas kosztuje, gdy chcemy dać Jezusowi wszystko, czego zażąda! Jakież to szczęście, że tyle nas to kosztuje.
Chciałabym być misjonarzem nie tylko przez kilka lat, lecz od stworzenia świata aż do dopełnienia się wieków (...). O mój ukochany Zbawicielu, chciałabym przelać za Ciebie moją krew, aż do ostatniej kropli.
Jestem tylko dzieckiem, słabym i bezsilnym, lecz właśnie ta moja słabość ośmiela mnie, by oddać się jako ofiara Twojej Miłości, o Jezu! Niegdyś Bóg Mocny i Potężny przyjmował tylko ofiary czyste i bez skazy. Dla zadośćuczynienia sprawiedliwości Bożej trzeba było ofiar doskonałych, lecz prawo lęku ustąpiło prawu miłości, a Miłość wybrała na ofiarą całopalną mnie, stworzenie słabe i niedoskonałe. Czyż wybór ten nie jest godny Miłości?
Jezu, ja jestem zbyt mała, by wielkich czynów dokonać, toteż moim szaleństwem jest ufność, że miłość Twa przyjmie mnie jako ofiarę.
Dawałam Mu zawsze tylko miłość i On oddaje mi miłość, a to jeszcze nie koniec, odda mi jeszcze więcej.
Cała moja droga jest drogą ufności i miłości, nie rozumiem dusz,
które boją się tak czułego Przyjaciela.
O! jak słodka jest droga miłości.
Chcę czynić zawsze, z coraz większym zawierzeniem, wolę Dobrego Boga.
Jakże słodka jest droga miłości. To prawda (...), że można ciężko upaść, można dopuścić się niewierności, ale miłość, która potrafi wszystko obrócić na swoją korzyść, w mgnieniu oka zniweczy wszystko, co może nie podobać się Jezusowi,
pozostawiając na dnie serca jedynie pokorę i głęboki pokój.
O! jak słodka jest droga miłości. Chcę czynić zawsze,
z coraz większym zawierzeniem, wolę Dobrego Boga.
Jezu, wiem, że za miłość płaci się tylko miłością, szukałam więc
i znalazłam sposób ukojenia mego serca, odpłacając Ci miłością za miłość.
Trwaj stale w ufności.
Niemożliwe, by Bóg na nią nie odpowiedział,
bo On zawsze mierzy swą hojność naszą ufnością.
Cóż to ma za znaczenie, czy to ja, czy kto inny pokazałby tę drogę duszom?
Ważne, żeby została pokazana - nieważne jest narzędzie!
[Chcę nauczyć dusze] drogi dziecięctwa duchowego,
drogi ufności i całkowitego zdania się na Boga.
Chcę wskazywać duszom małe środki, które tak mi się doskonale udały,
mówić, że tu, na ziemi, jedno tylko czynić należy:
rzucać Jezusowi kwiaty małych ofiar, ujmować Go pieszczotami.
Nawet grzech śmiertelny nie odebrałby mi ufności.
Czuję przede wszystkim, że teraz zacznie się moje posłannictwo,
posłannictwo pociągania dusz do miłowania Boga tak, jak ja Go miłuję,
wskazywania im mojej małej drogi. Jeśli Pan Bóg spełni moje pragnienie,
moje niebo będzie - aż do końca świata - na ziemi.
Tak, chcę, aby moje niebo polegało na czynieniu dobrze na ziemi.
To nie jest niemożliwe, skoro nawet aniołowie,
pogrążeni w wizji uszczęśliwiającej, czuwają nad nami.
Wyznaję, że odkąd zostało mi dane zrozumieć miłość Serca Jezusowego,
wygnała ona wszelki lęk z mego serca!
Wspomnienie moich przewinień upokarza mnie,
skłania mnie do nieopierania się nigdy na własnych siłach,
które są tylko słabością.
Wspomnienie to mówi mi jeszcze więcej o miłosierdziu
i miłości. Czy to możliwe, żeby nasze winy nie zostały zniszczone bezpowrotnie
w trawiącym ogniu miłości, gdy wrzuca się je weń z całą dziecięcą ufnością?
Sądzę, że my, które biegniemy drogą miłości,
nie powinnyśmy myśleć o tym, co bolesnego może nas spotkać w przyszłości,
gdyż jest to brak ufności i mieszanie się do spraw Stwórcy.
O Jezu! pozwól mi powiedzieć Ci w nadmiarze wdzięczności,
że Twoja miłość posuwa się aż do szaleństwa.
Jakże wobec tego szaleństwa moje serce nie miałoby się wyrywać ku Tobie?
Czy moja ufność mogłaby mieć granice?
Chciałabym przemierzyć ziemię, głosić Twe imię, Jezu, i zasadzić
na niewiernej ziemi drzewo Twego chwalebnego Krzyża.
Ale, o mój Umiłowany, jedno posłannictwo mi nie starczy, chciałabym w tym samym czasie głosić Ewangelię w pięciu częściach świata aż po najbardziej odległe wyspy.
Jezus uczynił ze mnie rybaka dusz, uczułam wielkie pragnienie, by pracować nad nawróceniem grzeszników, pragnienie tak żywe jak nigdy dotąd.
Jednym słowem, w serce moje wstąpiła miłość połączona
z potrzebą zapomnienia o sobie, by [Jemu] sprawiać przyjemność,
i od tamtej chwili byłam szczęśliwa.
Jezus chce uzależnić zbawienie dusz od naszych ofiar, naszej miłości,
On żebrze o dusze. Ach! zrozumiejmy Jego spojrzenie!
Tak mało kto potrafi Go zrozumieć.
Pan Bóg napełnił mnie łaskami dla mego dobra i dla wielu innych.
Ach! gdybyś wiedziała, jak bardzo Dobry Bóg jest obrażany!
Twoja dusza tak doskonale nadaje się do tego, żeby Go pocieszać.
Miłuj Go do szaleństwa za tych wszystkich, którzy Go nie kochają.
Kierownicy dusz polecają dążącym do doskonałości, aby wykonywali jak najwięcej aktów cnót, i jest to zupełnie słuszne. Lecz mój kierownik,
którym jest Jezus, nie uczy mnie liczyć aktów cnót.
Uczy mnie czynić wszystko z miłości, niczego Mu nie odmawiać,
być zadowoloną, gdy On daje mi okazję udowodnienia Mu, że Go kocham.
Dobry Bóg kocha cię i napełnia swoimi łaskami: uważa, że jesteś godna cierpieć
dla Jego miłości, i jest to największy dowód czułości,
jaki Ci może dać, bo cierpienie upodabnia nas do Niego.
Wiele dusz mówi: Ależ nie mam siły, aby spełnić taką ofiarę!
Niech postępują tak jak ja, niech zdobywają się na wielki wysiłek.
Pan Bóg nie odmawia nigdy pierwszej łaski, która daje odwagę do działania.
A potem serce się umacnia i idzie od zwycięstwa do zwycięstwa.
Strach powoduje, że się cofam,
ale wiedziona miłością nie tylko idę naprzód, lecz biegnę.
Z radością widzę, że kochając Jezusa, serce rozszerza się tak,
iż zdolne jest dać nieporównanie więcej czułości tym, którzy są mu drodzy,
aniżeli zamykając się w uczuciu samolubnym i bezowocnym.
Wiem, że byli święci, którzy spędzili życie, praktykując zdumiewające umartwienia, żeby odpokutować za swoje grzechy, lecz w domu Ojca mego jest mieszkań wiele (J 14,2). Powiedział to Jezus i dlatego postępuję drogą nakreśloną mi przez Niego.
Staram się w niczym nie zajmować już sobą, a co Jezus raczy zdziałać w mojej duszy, to Mu oddaję, gdyż nie obrałam surowego życia,
żeby zadośćuczynić za własne, ale za cudze grzechy.
Jezus dał mi zrozumieć, że dla tych, których wiara jest jako ziarno gorczycy,
sprawia cuda i góry przenosi, aby tę małą wiarę umocnić, ale dla swych zaufanych przyjaciół, dla swej Matki, nie czyni cudów, zanim nie wypróbuje ich wiary.
Choć nie czerpię pociechy z wiary, staram się jednak spełniać jej uczynki.
Moja nadzieja jest tak wielka, sprawia mi tyle radości, nie przez uczucie, ale przez wiarę, że trzeba mi czegoś ponad moje wyobrażenie, aby mnie w pełni zadowolić.
Staram się, aby nawet wśród burzy zachować wewnętrzny spokój.
Z łaski Bożej nie lękam się walki, pragnę za wszelką cenę spełnić swój obowiązek.
Zawsze szukałam jedynie prawdy: tak, rozumiałam pokorę serca.
Zostałam więc zawsze mała, a jedyne moje zajęcie to zbieranie kwiatów - kwiatów miłości i ofiary - i ofiarowywanie ich Bogu, aby Mu sprawić przyjemność.
Aby miłość była w pełni zaspokojona, musi się zniżyć,
zniżyć aż do głębin nicości i tę nicość przemienić w ogień.
Miłość naszego Pana objawia się zarówno w duszy najprostszej,
która w niczym nie stawia oporu Jego łasce, jak i najbardziej wzniosłej,
gdyż właściwością miłości jest zniżanie się.
To, co jest naszym upokorzeniem teraz, staje się potem naszą chwałą,
nawet jeszcze w tym życiu.
Jakież to szczęście być upokarzanymi. To jedyna droga do świętości.
Wystarczy upokorzyć się i znosić cierpliwie swoje niedoskonałości:
oto świętość prawdziwa.
Pokora nie polega na tym, by myśleć i mówić, że się jest pełnym błędów,
ale na tym, by czuć się szczęśliwym, gdy inni tak myślą i mówią.
I mnie zdarzają się także słabości, ale ja się z nich cieszę. Niestety! Jestem więc jeszcze na tym samym miejscu co dawniej! Ale mówię sobie to z wielkim spokojem
i bez smutku. To tak słodko czuć się słabą i małą.
Dusze zdolne do znoszenia braku względów i delikatności
otacza powszechna miłość.
Pozostać małym dzieckiem przed Bogiem - to znaczy uznawać, że się jest niczym, oczekiwać wszystkiego od Boga, tak jak małe dziecko oczekuje wszystkiego
od swego Ojca; niczym się nie kłopotać, nie zabiegać o nic dla siebie.
Windą, która mnie uniesie aż do nieba, są Twoje ramiona, o Jezu! a do tego nie potrzebuję wzrastać, przeciwnie, powinnam zostać małą, stawać się coraz mniejszą.
Moją pociechą jest właśnie to, że nie mam żadnej na ziemi.
Jezus, nie ukazując mi się, nie dając mi słyszeć swego głosu,
poucza mnie w skrytości.
Ażeby należeć tylko do Niego, trzeba być małym, tak maleńkim jak kropla rosy.
Och! jakże mało dusz zmierza do tego, by pozostać tak małymi.
Dobremu Bogu podoba się w mojej małej duszy to,
gdy widzi, że kocham moją małość i moje ubóstwo,
podoba Mu się moja ślepa ufność w Jego miłosierdzie.
Oto jedyny mój skarb (...), dlaczegoż ten skarb nie miałby być także i twoim?
… Oto charakter Jezusa: obdarza po Bożemu, ale wymaga pokory serca.
Kiedy czytam pewne traktaty duchowe, w których doskonałość jest obwarowana licznymi przeszkodami, osaczona mnóstwem złudzeń, mój biedny mały umysł męczy się szybko, zamykam uczoną księgę, która łamie mi głowę,
a serce napełnia oschłością, i biorę Pismo Święte. Wówczas wszystko wydaje mi się jasne, jedno słowo otwiera przed moją duszą nieskończone horyzonty, doskonałość wydaje mi się łatwa, widzę, że wystarczy uznać swą nicość i jak dziecko powierzyć się dłoniom Dobrego Boga.
Mój Boże, wybieram wszystko! Nie chcę być świętą połowicznie,
nie lękam się cierpieć dla Ciebie, obawiam się jedynie zachowania własnej woli,
zabierz mi ją, bo wybieram wszystko, czego Ty chcesz!
Doskonałość polega na tym, by czynić wolę Bożą,
by być tym, czym Bóg nas chce mieć.
To, co Pan Bóg chce i co wybrał dla mnie, to mi się najlepiej podoba.
Tu, na ziemi, nic nie może nas zadowolić, trochę spokoju można zaznać jedynie
w gotowości pełnienia woli Dobrego Boga.
Tak, wszystko jest dobrze, gdy szuka się tylko woli Jezusa.
Dobry Bóg często pragnie jedynie naszej woli.
Prosi o wszystko, a jeśli Mu odmawiamy najmniejszej nawet rzeczy,
to zanadto nas miłuje, żeby ustąpić.
Jeśli jednak wola nasza zastosuje się do Jego woli i przekona się,
że szukamy tylko Jego samego, postępuje z nami tak,
jak niegdyś z Abrahamem (por. Rdz 22, 12).
Proś Jezusa, żebym zawsze spełniała Jego wolę; w tym celu gotowa jestem przemierzyć świat... a także gotowa jestem umrzeć!.
Jedyne, czego pragnę, to spełnienia się woli Bożej i wyznaję,
że gdybym w niebie nie mogła pracować więcej dla Jego chwały,
wolałabym [ziemskie] wygnanie od [niebieskiej] Ojczyzny.
Zasługa polega nie na tym, aby wiele czynić i dawać, lecz raczej na tym,
by przyjmować i wiele kochać. Powiedziane jest, że więcej szczęścia jest w dawaniu aniżeli w braniu (por. Dz 20, 35), i to prawda, ale skoro Jezus chce słodycz dawania wziąć dla siebie, to nie byłoby uprzejmie odmawiać
Pozwólmy Mu brać i dawać wszystko, cokolwiek zechce, doskonałość polega na pełnieniu Jego woli.
Krzyż Jezusa towarzyszył mi od kolebki, ale On pozwolił mi umiłować z pasją ten Krzyż. Sprawiał zawsze, że pragnęłam tego, co chciał mi dać.
Nie mam żadnego zawodu, gdyż jestem zadowolona ze wszystkiego,
co Bóg czyni, pragnę jedynie Jego woli.
Moje serce jest pełne woli Bożej, toteż gdy wlewa się w nie coś ponadto,
to nie przenika do wnętrza; to jest takie nic, które spływa łatwo i, jak kropla oliwy,
nie łączy się z wodą. Wewnętrznie pozostaję w głębokim spokoju,
którego nic nie może zmącić.
Pan Bóg będzie musiał spełnić w niebie moją wolę, gdyż nie pełniłam swojej woli na ziemi.
Wdzięczność jest tym, co najbardziej przyciąga łaski Boże.
Gdy dziękujemy za dobrodziejstwa, Bóg jest wzruszony i spieszy, by dać nam dziesięć nowych łask, a jeśli dziękujemy nadal z takim samym wylaniem, to jakże nieobliczalne jest pomnożenie łask.
Moje umartwienia polegały na przełamywaniu własnej woli przez ustawiczną gotowość do uległości, na powstrzymywaniu się od ostrych odpowiedzi, na spełnianiu małych usług w ukryciu, na siedzeniu bez opierania się plecami (...).
Przez praktykę owych nic przygotowywałam się do zostania oblubienicą Jezusa.
Nasz Pan nie żąda nigdy ofiar przewyższających nasze siły.
Niekiedy, co prawda, Boski Zbawiciel pozwala nam odczuć całą gorycz zawartą
w kielichu, jaki podaje naszej duszy. Gdy zażąda od nas ofiary z tego, co nam najdroższe na świecie, niepodobna bez szczególniejszej łaski nie wołać jak
On w ogrodzie agonii: Ojcze, zabierz ode mnie ten kielich! Jednak nie moja wola,
lecz Twoja niech się stanie (Łk 22, 42).
Wszystko jest tak wielkie w zakonie; podnosząc szpilkę z miłości, można zbawić duszę. Jakaż tajemnica! Ach! to Jezus tylko może nadać taką wartość naszym uczynkom, miłujmy Go więc ze wszystkich naszych sił.
Jak to słodko pomagać Jezusowi naszymi drobnymi ofiarami, pomagać Mu w zbawianiu dusz, które odkupił za cenę swojej Krwi i które oczekują na naszą pomoc, żeby nie pogrążyć się w otchłani.
Bóg chce, abym oddała Mu się jak dziecko, które się nie kłopocze tym, co z nim zrobią.
Czyż to nie sam Jezus wyznaczył naszą drogę? Czyż to nie On nas oświeca i objawia się naszym duszom? Wszystko prowadzi nas do Niego. [Również] kwiaty rosnące koło drogi mówią nam o Jezusie, o Jego mocy, o Jego miłości.
Nie jestem orłem, mam jednak orle oczy i serce (por. Pwt 32, 11), bo pomimo mej bezmiernej maleńkości mam śmiałość wpatrywać się w Boskie Słońce, Słońce Miłości.
O Jezu! czemuż nie mogę powiedzieć wszystkim małym duszom, jak niewypowiedziana jest łaskawość Twoja. Czuję, że gdybyś - co niepodobna - znalazł duszę słabszą i mniejszą niż moja, z radością obsypałbyś ją jeszcze większymi łaskami, gdyby tylko z całkowitą ufnością powierzyła się Twemu nieskończonemu miłosierdziu.
Bardzo cierpię - ale czy cierpię dobrze? To najważniejsze.
Życie to tylko sen, wkrótce przebudzimy się, i wtedy jakaż radość.
Im większe są nasze cierpienia, tym większa nasza chwała nieskończona.
Och! nie zmarnujmy doświadczenia, które Jezus na nas zsyła.
Cierpmy w pokoju. Przyznaję, że słowo pokój wydaje mi się trochę za mocne, ale zastanawiając się niedawno nad tym, odkryłam tajemnicę cierpienia w pokoju.
Kto mówi pokój, nie mówi radość czy też odczuwana radość.
Aby cierpieć w pokoju, wystarczy chcieć tego wszystkiego, czego chce Jezus.
Świętość nie polega na mówieniu pięknych rzeczy, nie polega również na myśleniu
o nich, na ich odczuwaniu; polega na cierpieniu i to cierpieniu we wszystkim.
Nie sądźmy, żebyśmy mogły miłować bez cierpienia, bez wielkiego cierpienia.
W grę wchodzi tu nasza biedna natura (...). To nasze bogactwo, nasz sposób zarobkowania... Jest tak cenna, że Jezus zstąpił umyślnie na ziemię, aby ją przyjąć.
Nadejdzie dzień, gdy znikną cienie, wówczas zostanie tylko radość, upojenie. Korzystajmy z każdej niepowtarzalnej chwili cierpienia, patrzmy na każdą chwilę!
Każda chwila to skarb. Jeden akt miłości pozwoli nam lepiej poznać Jezusa,
zbliży nas do Niego na całą wieczność.
Cierpienie im bardziej jest ukryte, im mniej jest widoczne dla oczu stworzeń,
tym większą radość sprawia Tobie, mój Boże!
Widzę, że tylko cierpienie zdolne jest dawać duszom życie i jak nigdy dotąd odsłania się przede mną głębia tych przedziwnych słów Jezusa: Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam, jeżeli ziarno pszenicy wpadłszy w ziemię nie obumrze, zostanie tylko samo, ale jeżeli obumrze, przynosi plon obfity.
Czymże są krzyże zewnętrzne? Mogłybyśmy się oddalić jedna od drugiej nie doznając przy tym cierpienia, jeśli Jezus pocieszałby nasze dusze.
Prawdziwym krzyżem jest męczeństwo serca, ukryte cierpienie duszy, a ten krzyż, którego nikt nie widzi, możemy dźwigać, nie rozłączając się wcale.
W dzieciństwie cierpiałam ze smutkiem, dziś zupełnie inaczej, w radości i pokoju; pośród cierpienia cieszę się prawdziwym szczęściem.
Nawet cierpienie staje się największą radością,
gdy poszukuje się go jako najcenniejszego skarbu.
Łatwo jest pisać piękne rzeczy o cierpieniu, ale pisanie to nic, nic!
Trzeba cierpienia zaznać, aby zrozumieć!
Pan Bóg daje mi odwagę w miarę moich cierpień. Czuję, że w tej chwili nie mogłabym znieść więcej, ale nie boję się, bo wiem, że skoro cierpienia wzrosną - wzrośnie także moja odwaga.
Jeśli się nad tobą litują, to masz pociechę. Jeśli się nie litują, ciesz się z tego!
Na twoim miejscu wolałabym to ostatnie i ono odpowiadałoby mi bardziej.
Nie chciałabym nigdy prosić Boga o większe cierpienia. Jestem zbyt mała, a
by mieć siłę do zniesienia ich sama z siebie. Gdybym prosiła o cierpienia, byłyby to moje cierpienia, musiałabym je znosić sama,
a ja nigdy niczego nie potrafiłam zrobić sama.
Znalazłam na ziemi szczęście i radość, ale jedynie w cierpieniu, gdyż wiele tu, na ziemi, cierpiałam, trzeba o tym duszom powiedzieć.
Cierpię tylko z chwili na chwilę. Zniechęcamy się i wpadamy w rozpacz, dlatego że myślimy o przeszłości lub o przyszłości.
Widzę zawsze dobrą stronę każdej rzeczy. Inni patrzą w taki sposób, że wszystko sprawia im zmartwienie. Dla mnie - przeciwnie. Jeśli cierpię, a niebo jest tak czarne, że nie widzę żadnego światełka, to jest to dla mnie powodem do radości i chluby.
Ogień Miłości uświęca skuteczniej od płomieni czyśćcowych.
Dobry Bóg nie dawałby mi pragnień, których nie mogłabym zrealizować, mogę więc pomimo mej maleńkości dążyć do świętości.
Ostatecznie wszystko mi jedno, czy będę żyć, czy umrę. Nie wyobrażam sobie, abym miała po śmierci więcej, niż mam teraz w życiu. Zobaczę Boga, to prawda. Ale jeśli chodzi o obcowanie z Nim, to już tu, na ziemi, jestem z Nim w całej pełni.
Nie pragnę więcej śmierci niż życia. To znaczy, gdybym miała wybierać, wolałabym umrzeć. Ale ponieważ to Bóg wybiera za mnie - chcę tego, czego On chce.
Kocham to, co On czyni.
Aby dojść do jakiegoś celu, trzeba używać odpowiednich środków, Jezus pozwolił mi zrozumieć, że chce mi dawać dusze poprzez Krzyż, toteż cierpienie pociągało mnie coraz bardziej, w miarę jak się zwiększało.
Jakież to szczęście cierpieć dla Tego, który miłuje nas do szaleństwa, i uchodzić za szalone w oczach świata.
Czyż może być radość większa od tej, którą daje cierpienie z miłości ku Tobie?
A cierpienie im bardziej jest ukryte, im mniej jest widoczne dla oczu stworzeń, tym większą radość sprawia Tobie, mój Boże!
Za jedno z radością zniesione cierpienie będziemy przez całą wieczność lepiej miłowali Dobrego Boga! A cierpiąc można zbawiać dusze.
Kiedy popełnię jakiś błąd i czuję smutek, wiem, że ten smutek jest następstwem mojej niewierności. Ale myślisz, że się na tym zatrzymuję? O, nie, nie jestem taka głupia. Mówię Bogu: Boże, wiem, że zasłużyłam na to uczucie, pozwól mi jednak złożyć Ci je w ofierze jako doświadczenie, zesłane mi przez Twoją miłość. Żałuję za mój grzech, ale cieszę się, że mam to cierpienie do ofiarowania Tobie .
To bardzo przykre, gdy patrzą na nas ze śmiechem, kiedy cierpimy. Ale myślę, że tak patrzono na Pana Jezusa cierpiącego na krzyżu.
Ta myśl pomaga mi składać Mu z całego serca tę ofiarę.
Odczuwam potrzebę zapomnienia o ziemi... tutaj wszystko mnie męczy, wszystko jest dla mnie ciężarem. Znajduję tylko jedną radość, radość cierpienia dla Jezusa, ale ta radość, chociaż nie odczuta, jest ponad wszelką radość.
Nie martw się tym, że nie odczuwasz żadnej pociechy przy Komunii świętej, to doświadczenie trzeba znosić z miłością, nie trać żadnego ciernia spośród tych, które codziennie napotykasz, z pomocą jednego z nich możesz zbawić duszę.
Nie boję się ani trochę ostatnich zmagań ani też cierpień choćby największych, wywołanych przez chorobę. Bóg mnie zawsze wspomagał; wspierał mnie i prowadził za rękę od samego dzieciństwa, liczę na Niego. Jestem pewna, że nie odmówi mi swojej pomocy aż do końca. Ja sama mogłabym już więcej cierpień nie wytrzymać, ale wiem - nigdy nie będzie ich za dużo.
Cierpienie będzie mogło sięgnąć granic najwyższych, ale jestem pewna, że Bóg nigdy mnie nie opuści.
Wielki pokój w mojej duszy... Moja mała łódeczka jest znów puszczona na fale.
Wiem, że już nie wrócę, ale pogodziłam się z myślą, że będę chorowała przez wiele miesięcy, tyle, ile Bóg zechce.
Jezus chce uzależnić zbawienie dusz od naszych ofiar, naszej miłości,
On żebrze o dusze. Ach! zrozumiejmy Jego spojrzenie!
Tak mało kto potrafi Go zrozumieć.
Kocham Ciebie, mój Jezu, kocham Kościół święty - Matkę moją, i pamiętam,
że najmniejszy akt czystej miłości jest dlań bardziej użyteczny
niż wszystkie inne dzieła razem wzięte.
Ofiarujmy chętnie nasze cierpienia Jezusowi dla zbawienia dusz, biednych dusz;
one mniej łask mają niż my, a przecież krew Boga została przelana dla ich zbawienia. Jezus chce uzależnić ich zbawienie od jednego westchnienia
naszego serca. Co za to tajemnica! Jeżeli jedno westchnienie może zbawić duszę,
ileż zdołają dokonać takie cierpienia jak nasze? Nie odmawiajmy Jezusowi niczego!
Ach! ileż dusz doszłoby do świętości, gdyby były należycie prowadzone.
Wiem, że Dobry Bóg nie potrzebuje nikogo, aby mógł dopełnić swojego dzieła,
niemniej jednak, tak jak pozwala On zręcznemu ogrodnikowi wyhodować rzadkie
i delikatne rośliny, dając mu potrzebną do tego umiejętność, sobie zaś rezerwując troskę o użyźnianie ziemi, tak i Jezus pragnie,
by Mu pomagano w Boskiej uprawie dusz.
Być Twą oblubienicą, o Jezu, być karmelitanką, być przez zjednoczenie z Tobą
matką dusz, to wszystko powinno mi wystarczyć; jest jednak inaczej.
Bez wątpienia, te trzy przywileje stanowią moje powołanie: być karmelitanką, oblubienicą i matką. A jednak odczuwam w sobie jeszcze inne powołania, powołanie wojownika, kapłana, doktora, męczennika, czuję wreszcie potrzebę, pragnienie dokonania dla Ciebie, Jezu, wszystkich czynów najbardziej bohaterskich (...),
pragnę umrzeć, walcząc w obronie Kościoła.
Nie mogę wiele myśleć o szczęściu, jakie mnie czeka w niebie; jedno tylko oczekiwanie przyspiesza bicie mego serca: oczekiwanie miłości,
którą będę otrzymywać, i tej, którą będę mogła dawać.
A potem myślę o dobru, które chciałabym spełniać po śmierci: starać się o chrzest dzieci, pomagać księżom, misjonarzom, całemu Kościołowi.
Modlitwa i ofiara stanowią całą moją siłę, one są tą niewidzialną bronią,
którą dał mi Jezus, one - często tego doświadczyłam
- o wiele lepiej niż słowa potrafią wzruszyć dusze.
Jedno z tych doświadczeń wywarło na mnie słodkie i głębokie wrażenie.
Jak wielka jest potęga modlitwy! Można by rzec, że to królowa, która ma w każdej chwili wolny przystęp do króla i może otrzymać wszystko, o co prosi.
Modlitwa jest dla mnie wzniesieniem serca, prostym spojrzeniem ku niebu,
okrzykiem wdzięczności i miłości zarówno w cierpieniu, jak i radości, na koniec,
jest to coś wielkiego, nadprzyrodzonego, co rozszerza mą duszę
i jednoczy mnie z Jezusem.
Jakaż tajemnica. Czyż Jezus nie jest wszechmocny? Czyż stworzenia nie są Tego, który je stworzył? Dlaczego zatem Jezus mówi: Proście Pana żniwa, żeby wyprawił robotników na swoje żniwo (Mt 9, 37)? Dlaczego? Ach! dlatego że Jezus kocha nas miłością tak niepojętą, że chce, abyśmy miały udział z Nim w zbawieniu dusz.
Nie chce nic czynić bez nas. Stworzyciel wszechświata oczekuje na modlitwę biednej małej duszy, by zbawić inne dusze, odkupione, podobnie jak ona,
za cenę wszystkiej Jego krwi.
Dobry Bóg jest tak bogaty, że daje bez miary wszystko, o cokolwiek go proszę.
Bardziej niż kiedykolwiek rozumiem, że najmniejsze wypadki naszego życia kierowane są przez Boga, On budzi nasze pragnienia i On także je spełnia.
Zawsze, cokolwiek Bóg mi zsyłał, podobało mi się tak bardzo, że gdybym miała wybierać, wybrałabym właśnie to, nawet jeśli otrzymane rzeczy wydawałyby mi się mniej dobre i mniej ładne niż te, które otrzymywali inni.
W rękach DobregoBoga spoczywają serca wszystkich stworzeń
i On je formuje według swej woli.
Jak może serce oddane miłości stworzeń zjednoczyć się wewnętrznie z Bogiem? Wiem, że jest to niemożliwe.
Serce, oddając się Bogu, nie traci swej naturalnej czułości. Przeciwnie, ta czułość potęguje się, w miarę jak staje się coraz bardziej czysta i coraz bardziej Boska.
O, jak dobry jest Dobry Bóg. On dostosowuje doświadczenia do sił, które nam daje.
Tylko jeden Dobry Bóg może mnie zrozumieć.
Bardziej czuły niż Matka jest Dobry Bóg.
Jak słońce oświeca równocześnie cedry i każdy mały kwiatek, tak jakby był on jedyny na ziemi, tak Nasz Pan troszczy się o każdą duszę z osobna,
jakby nie miała sobie podobnych, i tak jak w przyrodzie następstwo pór roku sprawia,
że w oznaczonym dniu może zakwitnąć najdrobniejsza stokrotka,
podobnie wszystko odpowiada dobru każdej duszy.
Mój Dobry Boże... Tak, On jest dobry, wiem, że jest dobry.
Choćby moje sumienie było obciążone wszystkimi możliwymi grzechami,
poszłabym z sercem złamanym żalem rzucić się w ramiona Jezusa,
ponieważ wiem, jak czule On kocha marnotrawne dziecko, które powraca do Niego.
Jakaż to słodka radość pomyśleć, że Dobry Bóg jest Sprawiedliwy, to znaczy, że zważa na nasze słabości,
że doskonale zna kruchość naszej natury. I czegóż tedy miałabym się lękać?
Dobry Bóg kocha cię i napełnia swoimi łaskami:
uważa, że jesteś godna cierpieć dla Jego miłości, i jest to największy dowód czułości, jaki Ci może dać, bo cierpienie upodabnia nas do Niego.
Jeśli chodzi o zmartwienia rodzinne, to powierzaj je Panu Bogu i nie troszcz się o nie więcej. Wszystko obróci się na dobre tym, których kochasz. Kiedy sama się o to troszczysz, wtedy Pan Bóg przestaje się troskać i pozbawiasz w ten sposób rodzinę tych łask, które by otrzymała, gdybyś ty zdała się na Niego.
Niekiedy spostrzegamy się, że pragniemy tego, co błyszczy. Wówczas stańmy pokornie w szeregu niedoskonałych, uznajmy, iż jesteśmy małymi duszami,
które Dobry Bóg musi podtrzymywać w każdej chwili.
Gdy ujrzy, że jesteśmy przekonane o naszej nicości, poda nam rękę.
Jakaż to prawda, że Pan obrał maluczkich, aby zawstydzić wielkich tego świata.
Nie opieram się na własnych siłach, ale na mocy Tego,
który na krzyżu zwyciężył potęgę piekła.
Choćbym spełniła wszystkie dzieła św. Pawła, czułabym się nadal nieużytecznym sługą. Ale to właśnie sprawia mi radość, gdyż, nie mając nic,
wszystko otrzymam od Boga.
Nasz Ojciec, który widzi w skrytości,
bardziej zwraca uwagę na intencje niż na wielkość uczynku.
Największym zwycięstwem jest zwyciężać siebie samego.
Wszystko jest czyste dla czystych (por. Tt 1, 15), a dusza prosta i prawa w niczym nie dostrzega zła, ponieważ w rzeczywistości zło istnieje tylko w skażonych sercach, a nie w martwych przedmiotach.
Małe krzyżyki są całą naszą radością, spotyka się je częściej niż wielkie, a one przygotowują serce na przyjęcie wielkich krzyży, gdy taka będzie wola naszego Dobrego Mistrza.
Dobrze jest mieć przykrości, to czyni człowieka bardziej uważającym i miłosiernym.
Nie, to niemożliwe, żeby serce, które odpoczywa, patrząc na tabernakulum, obrażało Jezusa do tego stopnia, by nie móc Go przyjąć. Tym właśnie, co obraża Jezusa, co rani Jego Serce, jest brak ufności.
Wolę być niesłusznie oskarżoną, bo gdy nie mam nic sobie do wyrzucenia, ofiaruję to Bogu z radością; następnie upokarzam się na myśl, że jestem zdolna do zrobienia tego, o co mnie oskarżają.
Po co się bronić i tłumaczyć, kiedy jesteśmy nie zrozumiane i nieżyczliwie oceniane? Zostawmy to, nie mówmy nic, tak dobrze jest nic nie mówić, dać się oceniać ludziom według ich woli. O błogosławione milczenie, które daje tyle spokoju.
Gdy nic nie czuję, gdy jestem niezdolna do modlitwy, do praktykowania cnót, to właśnie chwila stosowna, aby szukać drobnych okazji, tych nic, które sprawiają więcej radości Jezusowi niż panowanie nad światem, a nawet więcej niż męczeństwo ofiarnie zniesione, takich jak uśmiech, miłe słówko, wypowiedziane wtedy, gdy miałabym ochotę milczeć albo okazać znudzenie.
Ach! jakże przeciwne skłonnościom natury są nauki Jezusa! Bez pomocy łaski nie można by było nie tylko ich praktykować, ale nawet zrozumieć.
Moje życie nie było wcale gorzkie, gdyż umiałam każdą gorycz zamienić w radość i słodycz.
Miłość karmi się ofiarą, im bardziej dusza unika zadowolenia płynącego z przyrodzonych jej skłonności, tym silniejsze i bardziej bezinteresowne staje się jej uczucie.
Odpoczynek znajdujemy jedynie w Bogu, a prawdziwą radość, która nigdy nie nuży, czerpie się ze wzgardy siebie samego (...). Jeśli siostra, która cię widziała, osądzi, że nie masz cnoty, a ty w głębi serca zgodzisz się na to, oto jest prawdziwa radość!
Staram się, aby nawet wśród burzy zachować wewnętrzny spokój.
Zmartwienie, które przygnębia i zniechęca, pochodzi z miłości własnej, smutek nadprzyrodzony wzmaga odwagę, wzbudza porywy ku dobremu.
Przypatrzcie się, w jaki sposób czyści się przedmioty miedziane: pociąga się je gliną, a więc czymś, co je brudzi, co zabiera im blask; a po takim zabiegu lśnią jak złoto. Otóż pokusy są dla duszy taką właśnie gliną; służą one do tego, by w duszy zabłysły cnoty przeciwne tym pokusom.
Dusza w stanie łaski nie powinna obawiać się szatanów, tchórzliwych, niezdolnych znieść spojrzenia dziecka.
Jak strumień wpadający gwałtownie do oceanu unosi z sobą wszystko, co spotyka na swej drodze, podobnie, o mój Jezu, i dusza, która zanurza się w bezbrzeżnym oceanie Twej miłości, pociąga za sobą wszystkie swoje skarby.
Mamy zaledwie krótkie chwile naszego życia, aby kochać Jezusa, diabeł wie o tym dobrze i chce, byśmy je strawili na trudach niepotrzebnych.
Nie przestaje nas wabić czar tego świata, ale to przecież ulotny dym... a nam pozostaje rzeczywistość. Otóż tak, życie jest skarbem... każda chwila jest wiecznością, radosną wiecznością, wiodącą do nieba.
O, jak piękna jest nasza religia, zamiast zacieśniać serca, jak sądzi świat,
wznosi je i uzdalnia do kochania, kochania miłością omal nieskończoną sięgającą poza to śmiertelne życie.
Ach! jakież będzie nasze zdziwienie przy końcu świata,
gdy dane nam będzie czytać dzieje dusz.
Po mgłach i mroźnych wiatrach zabłysną łagodne promienie słońca,
po łzach Jezusa wieczne Jego uśmiechy.
Podczas tych krótkich, pozostawionych nam jeszcze chwil nie traćmy czasu, zbawiajmy dusze.
Ziemia jest miejscem naszego wygnania, jesteśmy wędrowcami zmierzającymi do naszej ojczyzny, nic nie szkodzi, że nie idziemy tą samą drogą, jedynym jej kresem jest bowiem niebo, w którym się połączymy, aby nie rozstać się już nigdy.
Och! jakże słodko myśleć, że płyniemy ku wiecznej przystani! (...) Myśl o krótkości życia dodaje mi odwagi, wspiera mnie w znoszeniu trudów drogi.
Życie mija, wieczność zbliża się szybkimi krokami, wkrótce będziemy żyć życiem Jezusa. Napojeni przez pewien czas u źródła wszelkiej goryczy, zostaniemy przebóstwieni u źródła wszelkich radości.
Pracujmy razem dla zbawienia dusz, mamy tylko nasze życie ? jeden dzień ? by je ratować. Następnym dniem będzie wieczność.
Miłość może zastąpić długie życie. Jezus nie zważa na czas, ponieważ w niebie nie ma już czasu. Z pewnością chodzi Mu jedynie o miłość.
Jakże wielka jest nasza dusza. Wznieśmy się ponad to, co przemija,
trzymajmy się z dala od ziemi, im wyżej,
tym czystsze powietrze! Jezus ukrywa się, lecz odkrywa się Go.
Na ziemi nie trzeba się przywiązywać do niczego, nawet do najniewinniejszych rzeczy, gdyż zabraknie ich wam w chwili, gdy najmniej o tym się myśli.
Jedynie to, co wieczne, może nas zadowolić.
Zrozumiałam, że prawdziwa wielkość leży nie w imieniu, ale w duszy, o czym mówi Izajasz: Pan da swym wybranym inne imię (por. Iz 65, 15), a św. Jan też powiada, że: Zwycięzcy dam (...) biały kamyk, a na kamyku wypisane imię nowe, którego nikt nie zna nikt oprócz tego, kto [ je] otrzymuje (Ap 2, 17). Nasze tytuły szlachectwa poznamy dopiero w niebie. Wtedy każdy otrzyma od Boga chwałę, na jaką zasłużył.
I ten, który na ziemi zechciał być najuboższym, najbardziej zapoznanym dla miłości Jezusa, ten będzie pierwszy, najszlachetniejszy i najbogatszy.
Po dniach nawet najbardziej promiennych zawsze następują ciemności, tylko dzień pierwszej, jedynej, wiecznej komunii w niebie nigdy się nie skończy.
Radość, jakiej ludzie światowi szukają w rozmaitych przyjemnościach, jest jedynie znikającym cieniem, ale nasza radość, której szukamy i doznajemy w trudach i cierpieniach, to bardzo słodka rzeczywistość, przedsmak szczęśliwości w niebie.
W chwili gdy mam stanąć przed Bogiem, rozumiem bardziej niż kiedykolwiek,
że jedynej tylko rzeczy potrzeba - pracować wyłącznie dla Niego,
a nie czynić nic dla siebie ani dla stworzeń.
Serce moje spokojne jak wody jeziora lub jak pogodne niebo, nie żal mi życia ziemskiego, moje serce pragnie wód życia wiecznego. Jeszcze trochę, a moja dusza opuści ziemię, zakończy swoje wygnanie, dokończy walki... Wstępuję do nieba...
Zerwij zasłonę tego słodkiego spotkania (ŻPM 1,6). Odnosiłam zawsze te słowa do śmierci z miłości, której pragnę. Miłość nie zniszczy zasłony mego życia,
ale ją zerwie nagle.
Jesteśmy kwiatami zasadzonymi na tej ziemi, a Bóg zrywa je we właściwym czasie, jedne wcześniej, drugie później. Ja, mała jednodniówka, odchodzę pierwsza!
Pewnego dnia odnajdziemy się w raju,
gdzie będziemy się radować prawdziwym szczęściem!
Och! ileż to kosztuje, jak trudno żyć, zostawać na tym padole goryczy i trwogi.
Ale jutro, za godzinę, przybijemy do przystani, jakież szczęście! Ach! jakże błogo będzie kontemplować Jezusa twarzą w twarz przez całą wieczność!
To coraz większa miłość, która nie będzie mieć końca,
ciągła radość coraz bardziej upajająca, szczęście bez chmur.
Nadzieja Ojczyzny daje mi odwagę, wkrótce będziemy w niebie. Tam nie będzie dnia ani nocy, lecz Oblicze Jezusa sprawi, że zapanuje światłość niezrównana.
Jakże jestem szczęśliwa, że umrę! Tak, jestem szczęśliwa, nie dlatego, że będę uwolniona od cierpień doczesnych (...), ale dlatego, że czuję dobrze,
iż taka jest wola Dobrego Boga.
Szczęśliwa jestem, że umieram, bo czuję, że taka jest wola Dobrego Boga, a także dlatego, że [tam] będę mogła być bardziej niż tu, na ziemi,
pożyteczna dla drogich mi dusz.
Liczę na to, że nie będę bezczynna w niebie, pragnieniem moim jest pracować dalej dla Kościoła i dla dusz, o to proszę Boga, i jestem pewna, że mnie wysłucha.
Czyż aniołowie nie zajmują się nieustannie nami, a jednak nie są ani na chwilę pozbawieni oglądania Oblicza Bożego, zanurzania się w bezbrzeżnym Oceanie Miłości? Dlaczego Jezus nie miałby mi pozwolić ich naśladować?
Cieszę się, że niedługo pójdę do nieba. Ale kiedy myślę o słowach Bożych: Zapłata moja jest ze mną, abym oddał każdemu według uczynków jego (Ap 22, 12), mówię sobie, że ze mną Pan Bóg będzie miał kłopoty. Nie mam żadnych uczynków!
Nie może mi więc oddać według moich uczynków?
W takim razie odda mi według swoich własnych uczynków!
Powiedziane jest w Ewangelii, że Pan Bóg przyjdzie jak złodziej. Przyjdzie, aby mnie zręcznie ukraść. O, jak bardzo chciałabym pomóc temu Złodziejowi!
Jeżeli opuszczam już pole walki, to nie czynię tego dla egoistycznego pragnienia odpoczynku. Myśl o szczęśliwości wiecznej ledwie przyśpiesza bicie mego serca,
od dawna bowiem cierpienie stało się moim niebem na ziemi, i rzeczywiście trudno mi pojąć, jak zdołam zaaklimatyzować się w Kraju, gdzie bez żadnej domieszki smutku panuje radość. Trzeba, aby Jezus przekształcił moją duszę i dał jej zdolność radowania się, gdyż inaczej nie będę mogła znieść rozkoszy wiekuistych.
Co do mnie, to pragnę być kochaną dopiero w niebie. Z radością myślę, że tam będą mnie wszyscy kochać, nawet ci, którzy na świecie najmniej mnie lubią. Uważam, że miłość okazywana świętym na ziemi jest bardziej dla nas niż dla nich, bo to my czerpiemy z tego dobro i my mamy z tego korzyść.
Nie lękaj się nadmiernej miłości Matki Najświętszej,
nigdy nie będziesz Jej kochała dostatecznie.
Prosić o coś Najświętszą Pannę - to inna sprawa. Ona wie dobrze, co ma zrobić z moimi małymi pragnieniami, czy ma o nich mówić Panu Bogu, czy też nie? to do Niej należy, by nie zmuszać Pana Boga do wysłuchania mnie, by pozwolić Mu we wszystkim czynić Jego wolę.
Jakaż to radość pomyśleć, że Najświętsza Dziewica jest naszą Matką! Czego mamy się lękać, Ona przecież nas kocha, zna naszą słabość.
Moja dobra Najświętsza Dziewico, jestem szczęśliwsza od Ciebie, bo mam Ciebie za Matkę, a Ty nie masz Najświętszej Dziewicy, aby ją kochać.
Jakże byłabym nieszczęśliwa w niebie, gdybym nie mogła sprawiać małych radości na ziemi tym, których kocham!
Nie wystarczy dać każdemu, kto mnie prosi, trzeba uprzedzać jego pragnienia, dać do zrozumienia, że wyświadczenie przysługi uważa się za obowiązek, za wielki zaszczyt. Jeśli zaś zabiorą mi rzecz służącą do mojego użytku, nie powinnam zdradzać żalu, przeciwnie, okazać szczęście, że mnie od niej uwolniono.
Gdy miłość bliźniego zapuściła głębokie korzenie w duszy, wtedy przejawi się ona na zewnątrz. Istnieje tak miły sposób odmówienia w przypadku, kiedy nie można oddać przysługi, że sama odmowa może się stać równie przyjemną jak dar.
Doskonała miłość bliźniego polega na tym, by znosić błędy innych, nie dziwić się ich słabościom, budować się nawet najdrobniejszymi aktami cnót,
które u nich spostrzegamy. Przede wszystkim jednak zrozumiałam, że miłość bliźniego nie powinna pozostawać zamknięta w głębi serca. Nikt ? powiedział Jezus ? nie zapala światła i nie stawia pod korcem, ale na świeczniku, aby oświeciło wszystkich, którzy są w domu (por. Mt 5, 15). Zdaje mi się, że ta pochodnia wyobraża miłość bliźniego, która winna oświecać, rozweselać, nie tylko moich najdroższych, ale wszystkich, którzy są w domu, nie wyłączając nikogo.
Gdybym była bogata, nie potrafiłabym patrzeć na ubogiego, głodującego i nie dać mu natychmiast czegoś z mych bogactw. Tak samo, w miarę jak zdobywam bogactwa duchowe i wiem, że w tej samej chwili niektórym duszom grozi zatrata i piekło, daję im wszystko, co posiadam. Jeszcze nie znalazłam chwili, abym mogła sobie powiedzieć: teraz będę pracowała dla siebie.
… Kiedy tylko mogę, robię wszystko co w mojej mocy,
by być radosną, by sprawiać drugim przyjemność.
Im mocniej jestem zjednoczona z Jezusem,
tym bardziej kocham wszystkie moje siostry.
Nie mam jednak nigdy zawodu, ponieważ nie oczekuję żadnej zapłaty na ziemi: robię wszystko dla Boga. W ten sposób nic nie mogę stracić i zawsze jestem dobrze wynagrodzona za trud, jaki sobie zadaję, służąc bliźniemu.
Staram się, by nikt nie cierpiał z powodu moich trosk.
Czynić dobrze duszom, umacniać je w miłości Bożej, wreszcie kształtować je według osobistego zapatrywania i własnych myśli - z daleka wygląda to różowo. Z bliska jednak jest całkiem inaczej i nie przedstawia się różowo. Wtedy się czuje, że czynić dobrze bez pomocy Bożej jest rzeczą równie niemożliwą jak sprawić, by słońce świeciło w nocy.
Powinnam w czasie rekreacji, czy też rozmów, na które jest pozwolenie, poszukiwać towarzystwa sióstr najmniej miłych i wobec tych dusz zranionych pełnić rolę Dobrego Samarytanina. Jedno słowo, jeden miły uśmiech często wystarczą,
by rozweselić duszę smutną.
Jeżeli uważają Cię za pozbawioną cnoty, nic ci przez to nie ujmują i nie czynią uboższą. To oni sami tracą radość wewnętrzną, bo nie ma nic bardziej słodkiego, jak myśleć dobrze o naszym bliźnim. Tym gorzej dla tych, którzy sądzą cię krzywdząco, a tym lepiej dla ciebie, jeśli się upokarzasz dla miłości Bożej.
Trzeba zupełnie zaniechać własnych upodobań i osobistych poglądów i prowadzić dusze drogą, którą Jezus dla każdej z nich nakreślił, nie pozwalając,
by chodziły własnymi ścieżkami.
Gdy Jezus powołuje duszę do prowadzenia, zbawiania bardzo wielu innych dusz,
jest bardzo potrzebne, aby dał jej zaznać pokus i poddał ją życiowym próbom.
Nie lękaj się, im bardziej będziesz uboga, tym bardziej Jezus będzie cię kochał.
Prawdziwie ubogiego w duchu, któż znajdzie? trzeba go szukać bardzo daleko, mówi Psalmista. Nie mówi, że trzeba go szukać wśród wielkich dusz, ale bardzo daleko, to znaczy w niskości, w unicestwieniu. Ach! pozostańmy zatem jak najdalej od tego, co błyszczy, umiłujmy naszą maleńkość (...), wtedy będziemy ubogie w duchu i Jezus przyjdzie nas odnaleźć, jakkolwiek daleko będziemy, i przemieni nas w ogniu miłości.
Ten, kto wyrzeka się siebie, już tu, na ziemi, otrzymuje zapłatę.
Ach! Jakiż pokój zalewa duszę, gdy wznosi się ponad uczucia naturalne. Nie, nic nie da się porównać z radością, jakiej kosztuje prawdziwie ubogi w duchu.
Nic mnie nie trzyma. Wszystko, co mam, wszystko, co zdobywam, to dla Kościoła i dla dusz. Choćbym żyła do osiemdziesięciu lat, byłabym równie uboga.
Pomocą w modlitwie jest mi przede wszystkim cała Ewangelia, w niej znajduję wszystko to, co jest konieczne dla mojej biednej małej duszy.
Odkrywam w niej coraz to nowe światła, jej sens ukryty i mistyczny.
Naszym powołaniem nie jest praca żniwiarza na łanach dojrzałego już zboża. Jezus nie mówi do nas: Spuśćcie oczy, popatrzcie na pola i idźcie żąć. Nasza misja jest daleko wznioślejsza. Oto słowa Jezusa: Podnieście oczy i popatrzcie...(por. J 4, 35). Popatrzcie, jak wiele w moim niebie jest miejsc pustych, waszym zadaniem jest je zapełnić, jesteście moimi Mojżeszami modlącymi się na górze, proście mnie o robotników a poślę ich wam, oczekuję jedynie modlitwy, jednego westchnienia waszego serca.
Nieraz, kiedy mój umysł pogrążony jest w tak wielkiej oschłości, że niemożliwością staje się dla mnie wydobycie z niego choćby jednej myśli jednoczącej mnie z Dobrym Bogiem, odmawiam bardzo powoli Ojcze nasz, a potem Pozdrowienie Anielskie, wówczas te modlitwy porywają mnie i karmią mą duszę o wiele lepiej, niż gdybym odmówiła je setki razy, ale z pośpiechem!
Być małym dzieckiem przed Bogiem to nie zniechęcać się swymi błędami, gdyż dzieci upadają często, ale są zbyt małe, aby sobie zrobić wiele złego.
Zbudujmy w naszych sercach małe tabernakulum, w którym Jezus mógłby się schronić, a wówczas będzie pocieszony i zapomni o tym, o czym my nie powinnyśmy zapominać: o niewdzięczności dusz,
które Go zaniedbują i nie troszczą się o Niego w tabernakulum!
Trzeba umieć rozpoznać już w dzieciństwie, czego Bóg żąda od duszy,
i współpracować z działaniem łaski, nigdy jej nie uprzedzając ani nie wstrzymując.
Nie mogę powiedzieć, żebym często doświadczała pociech w czasie mego dziękczynienia, są to być może chwile, kiedy mam ich najmniej. Uważam to za rzecz zupełnie naturalną, ponieważ oddałam się Jezusowi z pragnieniem przyjmowania Jego odwiedzin nie dla własnej pociechy, lecz przeciwnie, by sprawić przyjemność Temu, który mi się oddaje.
Jakże różne są drogi, którymi Pan prowadzi dusze! W życiu świętych dostrzegamy, że wielu nie pozostawiło po sobie nawet najmniejszej pamiątki, żadnego pisma. Inni, jak święta nasza Matka Teresa, przeciwnie, wzbogacili Kościół swymi wzniosłymi objawieniami, nie lękając się wyjawiać tajemnic Króla, aby tylko dusze lepiej Go poznały i mocniej ukochały. Którzy z tych świętych są milsi Dobremu Bogu?
Mnie się zdaje (...), że zarówno jedni, jak i drudzy, ponieważ wszyscy oni postępowali pod działaniem Ducha Świętego, a Pan rzekł: Szczęśliwy sprawiedliwy, bo pozyska dobro (por. Iz 3, 10).
Jezus nie wzywa tych, którzy są tego godni, ale tych, których sam chce.
Stworzenia są tylko stopniami, instrumentami, lecz ręka Jezusa kieruje wszystkim.
We wszystkim tylko Jego widzieć należy.