Boże, proszę Cię:

Otwórz moje oczy na obfitość życia,

Abym w tym świecie
zobaczył Twoje dzieło,

Abym rozpoznał w tym, co niepozorne,

Twoje wielkie objawienie;

W tym, co tylko namiastką,

To, co jest całością i abym dzięki temu, co chwilowe,

Domyślił się tego, co wieczne.

 

Boże, proszę Cię:

Otwórz moje oczy na obfitość życia,

Bym zauważył, jak bezcenna jest każda chwila,

Jak niepowtarzalna przyjaźń i miłość;

Abym w cudowny sposób zrozumiał,

Że nie tylko ja jestem Twoim dziełem

I że wśród ludzi nie jestem sam. Amen.

Herbert Hartmann  „Radość życia”

 

 

 

 

Już sama obecność jednego dobrego człowieka czyni świat weselszym i piękniejszym. Peter Lippert

Cnoty, które należy praktykować:

Miłość Boga -

Kto kocha Boga, ten o Nim myśli

Kto kocha Boga, ten o Nim mówi

Kto kocha Boga, ten unika wszystkiego, co może Mu się nie podobać

Kto kocha Boga, ten stara się wpłynąć na drugich, aby unikali zła

Kto kocha Boga, ten stara się czynić tylko dobro

Kto kocha Boga, ten jest zadowolony ze wszystkiego, co Bóg daje

Kto kocha Boga, ten nie wyrządza krzywdy bliźniemu

 

Miłość bliźniego -

Kto kocha bliźniego, ten poświęca dla jego dobra wszystko, co posiada

Kto kocha bliźniego, ten jest wobec niego życzliwy i uprzejmy

Kto kocha bliźniego, ten nie rani go złym słowem

Kto kocha bliźniego, ten jest wobec niego wyrozumiały i miłosierny

Kto kocha bliźniego, ten znosi cierpliwie jego wady

Kto kocha bliźniego, ten współczuje z nim w cierpieniu i chorobie

 

Jeśli uchronię jedno
serce przed złamaniem,
Me życie nie będzie daremne
Jeśli złagodzę czyjś ból
albo ukoję jedno cierpienie, 
Albo pomogę jednemu osłabionemu ptakowi wrócić do gniazda,
Me życie nie będzie daremne.

Emilii Dickirson

 [1]  2  3  4  5  6  7  8  9  10  11  12  13  14  15  16  17  18  19  20  21  22  23  24  25  26  » 

Powrót

 "... Cóż tedy widzi ów wzrok wewnętrzny?

Z początku, kiedy się dopiero budzi, nie może widzieć wielkich świateł zgoła. Trzeba więc przyzwyczajać samą duszę, by widziała najpierw piękne zajęcia, potem piękne dzieła, nie dzieła sztuk wszelakich, lecz dzieła, jakich dokonują ludzie, zwani dobrymi, a potem – patrz i zobacz duszę tych, którzy tworzą piękne dzieła!

A jak zobaczysz duszę dobrą i owo piękno, jakie posiada?

Wracaj do siebie samego i spójrz!

I jeżeli zobaczysz, że nie jesteś jeszcze piękny, to tak, jak rzeźbiarz posągu, który ma być piękny, jedno usuwa, a inne oskrobie, jedno wygładzi, a inne oczyści, aż objawi piękne oblicze na posągu, tak i ty usuwaj wszystko, co zbędne, prostuj, co opaczne, czyść i rób, by zalśniło, co ciemne, i nie ustawaj w pracy nad własnym posągiem, aż ci rozbłyśnie boskie światło cnoty, aż zobaczysz powściągliwość, stojącą na świętej ostoi oczyszczenia!..."
przeł. Adam Krokiewicz
  

 

Centrum naszej duchowości jest MIŁOŚĆ

   Duchowość Zgromadzenia ma swoje źródło, główne środki i cel w Ewangelii, zarówno co dotyczy życia wewnętrznego jak i apostolskiego. Wzorem w dokładnym odczytywaniu Ewangelii jest Matka Najświętsza i św. Teresa od Dzieciątka Jezus.

  „Zgromadzenie nasze obrało sobie za Matkę i Opiekunkę Najświętszą Maryję Pannę Pośredniczkę Wszelkich Łask, która jest Matką pięknej miłości i wielkiego miłosierdzia. Pragnie Ją darzyć dziecięcym zaufaniem i współdziałać z Nią w Jej duchowym macierzyństwie”. (z Konst. Zgromadz.)

   Aby godnie naśladować Maryję w odczytywaniu Ewangelii, siostry formują pełnię swej osobowości i szczerego ducha apostolstwa na kształt krzyża – w wymiarze pionowym i poziomym.

  Wymiar pionowy – to osobowe zjednoczenie z Bogiem poprzez dialog miedzy żywym Bogiem a człowiekiem. Wymiar poziomy – to osobowy dialog z każdym człowiekiem.

   Maryja kształtuje swoją osobowość w ciągłym obcowaniu z Bogiem w modlitwie i pracy. W Jej dialogu z Bogiem przebija głęboka pokora i miłość.

   Podobnie i św. Teresa kształtowała swoją osobowość na kształt krzyża. Pragnęła pomagać wszystkim – przez modlitwę, ofiarę, korespondencję. Miłość Jej była tak wielka, że zabrakło jej życia do czynienia ludziom dobrze za ziemi. Dlatego pragnie po śmierci rzucać „kwiaty łask” na ziemię.

  Nasza duchowość kształtuje się w miarę, jak wykształcamy w sobie zdolności do odczytywania woli Bożej w Ewangelii i przepisach Zgromadzenia. Nikt nas nie nauczy kochać Boga w bliźnich. Nikt nas nie nauczy duchowości Wspólnoty, ani odczytywania prawd Ewangelii, jeśli nie mamy dobrej woli. Nikt nas nie uczyni świętymi, jeśli sami nie chcemy być nimi naprawdę.

  Ponieważ, człowiek obdarzony inteligencją i wolnością jest odpowiedzialny za swój wzrost duchowy jak i za swoje zbawienie, mamy obowiązek troszczyć się o wyrobienie w sobie należytej dojrzałości ludzkiej, przez rozwijanie postaw naturalnych godnych człowieka, by przyczyniać się do większego ładu, porządku i pokoju w świecie, a przede wszystkim, aby ten ład, porządek i pokój zachować w swojej własnej Rodzinie Duchowej. Święty Paweł mówi: „karcić tych, co nieład szerzą...”.  Te słowa odnoszą się do każdej siostry.

  Musimy umieć skarcić siebie, w pierwszym rzędzie za zły przykład, nieodpowiednie postępowanie, nieposłuszeństwo, za opieszałość, gnuśność i lenistwo. Umiejmy też na gorąco upomnieć swoją współsiostrę za złe postępowanie i nie czekać chwili, aż zrobią to przełożeni. Każda siostra jest odpowiedzialna za swoje postępowanie i za rozwój Zgromadzenia.

  Mamy nie tylko walczyć z takimi wadami jak: pycha, zazdrość, egoizm, lenistwo, brak odpowiedzialności, ale wykształcać w sobie cnoty, których tak bardzo świat dzisiejszy oczekuje od nas.

  „Nie sądźmy nikogo, a nie będziemy sądzeni”. Jedną z bardzo ważnych zalet w naszej Rodzinie jest mówienie dobrze o naszych bliźnich. Naśladujmy w tym naszą Patronkę, św. Teresę, która nie mówiła źle o innych, ale starała się wyszukiwać cnoty w swoich siostrach. Nie naśladujmy cudzych wad, ale umiejmy wyszukać ukryte zalety. Zdobądźmy się na powiedzenie prawdy, taj jak rodzona siostra mówi siostrze, jak rodzona matka ostrzega córkę. Podajmy w porę siostrzaną dłoń. Kochajmy swoje siostry i bliźnich po Bożemu. Tak pracujmy i tak żyjmy, abyśmy mogły nazywać się dziećmi Maryi i siostrami Jezusowymi.

  Bez zjednoczenia z Bogiem, bez czerpania pomocy w modlitwie, nic pożytecznego nie damy ludziom. Trzeba najpierw zaczerpnąć mocy ze źródła Bożej Prawdy, a potem apostołować. Moim pokarmem duchowym, moją mocą i siłą jest codzienna Eucharystia, wspólne modlitwy i rozmyślanie. 

  Jak rozpoczniemy dzień, tak go zakończymy. Z czym pójdziesz droga siostro do pracy, do ludzi, jeśli w twoim sercu pustka? Jeśli nie posiliłaś się rano „Chlebem Mocnych”? Jeśli nie złączyłaś się z Jezusem w Najświętszej Ofierze? Jeśli nie powierzyłaś Mu swoich spraw, trosk, osób, z którymi masz pracować? Jeśli nie zaprosiłaś Jezusa, Matki Bożej i świętych by ci towarzyszyli w trudnościach i wzmacniali, gdy sił zabraknie?

  Naszym celem nie jest praca dla pracy i zdobywanie dóbr materialnych. Naszym celem jest Bóg. Zbawienie siebie i innych. 

  Mamy pracować i zarabiać na chleb powszedni. Mamy wypełniać sumiennie swoje obowiązki. Ale nie wolno nam kosztem zaniedbania duchowego, rezygnować z uczestniczenia we Mszy świętej i zaniedbywać praktyki religijne, a zabiegać bardziej o to, co „przyziemne”. Musimy mieć czas na modlitwę i pracę, a to wszystko zależy od tego jak planujemy.

  Siostry powinny odznaczać się gorliwością w modlitwie, głęboką pokorą, pogodą ducha, dziecięcą prostotą, szlachetnym sercem, życzliwością, gościnnością, pracowitością i obowiązkowością, punktualnością, szczerym szacunkiem, a przede wszystkim miłością bliźniego. Mamy mówić dobrze o bliźnich, a jeśli nie potrafimy wynaleźć cnót, zachowajmy milczenie. O te cnoty prośmy Maryję, a Ona przyjdzie nam z pomocą.

 

 

Dobra siostra...

   Przyszłam do Zgromadzenia po to, aby wynagrodzić Bogu za tyle zniewag i niewdzięczności otrzymanych od ludzi. Czy umiem być dla swoich wyrozumiałą jak kochająca matka, jak rodzona siostra? Czy umiem być ofiarna i posłuszna jak był posłuszny Jezus swojej Matce i św. Józefowi, gdy przebywał z Nimi na ziemi? Przyszłam do zakonu nie po to, aby szukać wygód, zaszczytów, ale po to, żeby iść śladami Jezusa i Maryi. Za wszystko dziękować Bogu, cokolwiek nas spotka.

   Przyszłam do tej wspólnoty kochać Boga za siebie i za tych, co „zostali w świecie”, za tych, którzy obrażają Boga swoim życiem, za tych, którzy nie mają czasu na modlitwę. Przyszłam rozdawać dobro duchowe dla wszystkich, którzy tego potrzebują. W świecie dobra matka nie ma czasu dla siebie. Jej całe życie pochłaniają dzieci, rodzina. Ja także mam naśladować Maryję w Jej duchowym macierzyństwie, w „rozdawnictwie” Boga.

   Mam nieść Boga wszędzie, gdzie tylko się znajduję. Ogarniać swoim miłującym sercem nasze współsiostry, dzieci opuszczone przez rodziców, samotnych, chorych, nieszczęśliwych i znajdujących się w niebezpieczeństwie grzechu.

   Dobra siostra nie naśladuje złego postępowania innych. Ona umie wyszukać w każdym człowieku dobro, wynajduje ziarno, a odrzuca plewy. Wzorem dla niej będzie Maryja, która szła przez życie cicho, niepostrzeżenie, często usuwana w cień, pokorna, zapomniana, czule kochająca Matka. Wiele widziała, wiele słyszała, ale wszystkie słowa zachowywała i rozważała w sercu swoim. Spieszyła bez ociągania się z pomocą bliźniemu. Nie zważała na trud, lecz widziała potrzebującego człowieka. Najdrobniejsze potrzeby bliźniego, nie były dla Niej obojętne. Czułym matczynym sercem ogarniała wszystkich.

  Moją rolą jest nie zajmowanie się sobą, ale niesienie radości tam, gdzie panuje smutek, gdzie widzę ból i cierpienie. Kto zajmuje się tylko sobą, zaczyna się bezużytecznie starzeć, brak mu radości i uśmiechu. Wyjdźmy z naszego własnego podwórka, z naszego ciągłego myślenia o sobie.

  Zauważmy obok siebie naszą siostrę, starszą, zmęczoną, opuszczoną i potrzebującą opieki. Przynieśmy promień słońca – uśmiechu siostrze smutnej, strapionej i zrezygnowanej z życia. Zauważmy siostrę utrudzoną i potrzebującą pomocy w pracy. Trzeba mieć serce matki. Trzeba mieć serce dobrej, kochającej siostry, która nie pyta co trzeba robić, ale uważnie patrzy, komu jeszcze może zrobić choćby małą przysługę.

  Dobra siostra, miłująca swoją Rodzinę, nie pyta co do niej należy, a co nie należy. Ona kocha Boga za wszystkich. Pracuje, nie czekając na wynagrodzenie i podziękowanie. Szuka okazji do wyręczenia innych w pracy, nie po to, by ją chwalono, aby ją widziano, ale po to, żeby sprawić przyjemność Panu Jezusowi. Tak czyniła nasza patronka św. Teresa od Dzieciątka Jezus.

 

 

Duch ofiary

   „Duch ofiary nie ma jednakże nic wspólnego z męczenniczą pozą i graniem roli ofiary na scenie świata. Ta popisowa dla wielu i grana koncerto­wo rola jest tyleż samo odległa od chrześcijaństwa, co i niebezpieczna.

   Rola ofiary, przydzielona sobie bez wiedzy Reżysera i grana z uporem przez całe życie, jest rolą chybioną, gdyż cudzą, obcą, nie dopasowaną. W dramacie życia jedynie Najwyższy uprawniony jest do rozdziału ról. I On dba już o to, byśmy mieli odmianę i nie popadli w rutynę. A także i o to, aby rola nie przerosła naszych możli­wości.

   Rola ofiary jest rolą człowieka za­patrzonego wyłącznie w siebie: swoje siniaki, swoje krzywdy, swoje niesz­częścia, swoje rany. Chrześcijaństwo natomiast wymaga ciągłego wycho­dzenia poza siebie, przekraczania kręgu smaozapatrzenia, przełamy­wania bariery sobkostwa. Tego nie można pogodzić. Jeśli już mamy prawo zapatrzeć się w jakieś rany, to są to jedynie rany Chrystusa. I stanowią one prawdziwy powód wzruszenia i łzy serdecznej.

  Życiowa rola ograniczona do pow­tarzania w kółko jednej tylko kwestii: „Patrzcie, jak mnie życie skrzywdzi­ło!", jest ustawicznym kręceniem się w kółko, wokół własnej osi, co nie pozwala iść naprzód. A tylko w mar­szu dociera się do granic wielkości, którą Bóg dla nas wymarzył.

  Ta żałosna rola musi się czymś podpierać, z czegoś czerpać siły, czymś się karmić. Więc albo będzie człowiek hołubił dawne urazy i to nie pozwala zapomnieć, przebaczyć i bu­dować wspólnie czegoś nowego, albo będzie polował na najbłahszy nawet powód, na pozór krzywdy, na cień niesprawiedliwości i to utrudnia lub wręcz uniemożliwia dostrzeżenie i docenie­nie przejawów serdeczności i życzliwo­ści. Wieczna lampka życiowej krzywdy daje się podsycać i mokrym chrustem, i zręcznym kłamstwem.

  Ta cierpiętnicza rola każe wreszcie dzielić otoczenie na dwa obozy: przy­jaciół, to znaczy tych, którzy uczest­niczą w tej grze, oklaskują te występy, przytupują tej farsie; oraz wrogów, to znaczy tych, którzy tej popisowej roli ani uznać, ani docenić nie mają, za­miaru, których ta rola nudzi, a cza­sem i na nerwy idzie. Tylko że gra­nica przyjaźni i wrogości nie tak przebiega.

  Mała św. Teresa twierdziła, że przedkłada ofiarę nad duchowe za­chwycenie, ale nie należała do tych, którzy grają rolę ofiary dla zachwycenia widowni i dla własnej wygody. Jeś­li nawet widownia oklaskuje tę grę, to i tak decydujący jest aplauz Przed­wiecznego. A rola ofiary, grana nawet z uczuciem i po mistrzowsku, ale sa­mowolna, przywłaszczona, cudza, nie jest Bogu ani przyjemna, ani miła". Antoni Cieczko SVD

 MODLITWA NASZYCH CZASÓW

Strzeż nas, Panie, abyśmy nie byli:

- tymi, którzy dużo mówią, a nie podejmują niczego,

- tymi, którzy podejmują wszystko, a niczego nie kończą,

- tymi, którzy zawsze obiecują, a nigdy nie dotrzymują słowa,

- tymi, którzy nic nie robią, a wciąż krytykują,

- tymi, którzy ubolewają nad okrucieństwem obecnych czasów i ludzkim egoizmem, a nie podejmują niczego, by wspomagać innych,

- tymi, którzy marzą, by otrzymywać, a nic nie dawać,

- tymi, którzy umieją prosić, a nie chcą dziękować.

 

Jest to złota zasada w życiu: wymagać mało od świata, a dużo od siebie. Władysław Biegański

 

Człowiek dojrzały:

- wyznaje pewne stałe wartości i zasady

- żyje w rzeczywistości tu i teraz

- jest odpowiedzialny

- ma umiejętność współpracy z innymi

- jest życzliwy

- ma zdrowe poczucie własnej wartości

- nie zniechęca się napotkaną sytuacją, trudnością, grzechem

- potrafi wyciągać konstruktywne wnioski

- odznacza się wysokim stopniem kultury osobistej

- nie zazdrości

- nie ma uprzedzeń do innych

- panuje nad swoimi emocjami i uczuciami

- stale doskonali swoją osobowość

- potrafi się bawić i żartować - również z siebie.

 

  Człowiek niedojrzały:

- stawia siebie w centrum uwagi i odnosi wszystko do siebie

- bierze pod uwagę tylko swój punkt widzenia

- nie ma w nim prawidłowej hierarchii wartości

- nie liczy się z drugim człowiekiem

- nie potrafi współpracować z innymi; jest konfliktowy

- nie przyznaje się do winy bądź zrzuca winę na otoczenie

- przesadnie krytykuje; rzuca oszczerstwa

- jest złośliwy

- jest uparty

- nie rozmawia dłuższy czas; dąsa się

- ma skłonność do depresji; odczuwa niedowartościowanie i smutek

- nie pamięta o obowiązkach

- nie dba o ład i porządek

- we wszystkim dopatruje się zła

- jest przesadnie rozrzutny albo skąpy

- marnuje czas na rzeczy zbędne

- jest wciąż niezdecydowany

- jest gotów zrobić wszystko, by się przypodobać

- jest perfekcjonistą; chce wszystko wykonać bezbłędnie i usiłuje

  to nerwowo wymóc na innych

- wszystko zależy u niego od nastroju

- brak ogłady, taktu, kultury.

    

Kultura życia z mody nie wychodzi

 

     Życie codzienne w rodzinie zakonnej domaga się nieustannego pielęgnowania wszystkiego, co stwarza atmosferę prawdziwie kulturalnego współżycia ludzi złączonych dążeniem do wspólnej idei. Kultura jest tak ważnym czynnikiem w naszym życiu codziennym, że nie mogą ją zastąpić ani wysiłki w dążeniu do zakonnej doskonałości, ani żadne zdobyte już cnoty. Właściwie można powiedzieć, że trudno sobie wyobrazić prawdziwą cnotę bez kultury.

      Na pojęcie kultury składa się wiele czynników i z wielu punktów widzenia można do tego zagadnienia podchodzić. Patrząc od strony chrześcijańskiej i zakonnej powiemy, że prawdziwa kultura, dobre wychowanie, to jedna z form miłości bliźniego.

     Trudno uwierzyć, by mogła istnieć grzeczność bez zarzutu tam, gdzie nie ma prawdziwej dobroci serca, miłości uczynnej i życzliwej. Gdy tego brak, kultura okaże się prędzej czy później czymś sztucznym, nietrwałym. Prędzej czy później „wyskoczy z formy” – nie wytrwamy w obranej postawie, poniesie nas niecierpliwość, egoizm, brak umartwienia, a przede wszystkim brak miłości. Sama znajomość form towarzyskich i ambicja, by je w życiu stosować, nie wystarczą. By stać się człowiekiem w pełni kulturalnym potrzeba nieustannej pracy, nieustannego szlifowania swej chropowatej natury. Wtedy tylko staniemy się ludźmi „ogładzonymi”. Sam wyraz „ogłada” mówi, co trzeba czynić. Nie wystarczy przestudiować podręczniki dobrego wychowania. Utrzymanie się na poziomie człowieka kulturalnego wymaga stałego ćwiczenia, ogromnej ascezy życia codziennego.

     Ale praktycznie biorąc, po czym można poznać człowieka kulturalnego? Ktoś powiedział, że kulturę człowieka poznaje się w:

     - w niebezpieczeństwie życia;

     - w bolesnym doświadczeniu;

     - w chwilach silnej pokusy;

     - w środowisku domowym.

     Trzy pierwsze sytuacje w naszym codziennym, szarym życiu zdarzają się raczej rzadko, natomiast czwarta sytuacja, to codzienna próba naszej kultury. Najłatwiej poznać człowieka w gronie jego najbliższej rodziny, gdzie jest sobą, nie potrzebuje nakładać maski, bo wszyscy go i tak dobrze znają. Przysłowie mówi: „Aby kogoś poznać, trzeba z nim zamieszkać” (można dodać - ... trzeba z nim razem popracować).

     Jeśli więc chcemy zasłużyć na miano prawdziwie kulturalnych ludzi, to nie oglądajmy się na pochwały, jakimi nas darzą ludzie, gdy przebywamy wśród nich poza domem. Spójrzmy, jakie jesteśmy w domu, w naszej wspólnocie, gdy przebywamy z siostrami, na których opinii nam nie zależy. Spójrzmy wreszcie, jakie jesteśmy, gdy nas nikt widzi.

     Głównym środkiem kontaktowania się z otoczeniem jest słowo, rozmowa. Dzięki słowu możemy się wzajemnie poznawać. Po mowie poznaje się człowieka, poznaje się również jego kulturę. Słowo człowieka kulturalnego jest przede wszystkim opanowane, umiarkowane. Nie może być zbyt głośne o intonacji krzykliwej, drażniącej słuchających, ale również nie może być zbyt ciche, przechodzić w szept, bo to stawiałoby słuchających w konieczności zadawania pytań, gdy czegoś nie dosłyszą. Człowiek kulturalny nie podnosi głosu w dyskusji, czy sprzeczce. Podnoszenie głosu dowodzi poza tym naszej słabości. Znana to prawda, że tylko człowiek opanowany wygrywa. Nie używa także wulgaryzmów i nie posługuje się tzw. „uliczną gwarą”.

    Człowiek kulturalny nie jest gadatliwy. Zdaje sobie sprawę, że gadatliwość może sprawiać przykrość słuchającemu, zwłaszcza wtedy, gdy nie śmie on rozmowy przerwać, a temat jest nudny. Człowiek kulturalny posiada przede wszystkim umiejętność słuchania drugich. Niestety naszą powszechną wadą jest to, że chętnie sami mówimy, ale słuchanie drugich nuży nas tak bardzo, że często im przerywamy, nie pozwalając się wypowiedzieć do końca. A przerywanie komuś w pół słowa, to zdecydowanie brak wychowania.

     Człowiek kulturalny na zadane, konkretne pytanie nie odpowiada wymijająco tonem lekceważącym: „nie wiem”. To świadczy o jego ignorancji, jest zbywaniem rozmówcy, brakiem zainteresowania tematem lub brakiem swojego zdania w danej sprawie.

     Człowiek kulturalny nie uwydatnia nigdy w swej mowie zbytniej pewności siebie. Nawet wtedy, gdy na pewno ma rację. Słowa „zdaje mi się”, „mam wrażenie”, „o ile mi wiadomo”, są zawsze milej brzmiące dla słuchającego, niż przekonania wypowiadane z tupetem.

     Człowiek kulturalny nie mówi nigdy szeptem w obecności osób trzecich. Jest to szczególną niegrzecznością. Stwarza wrażenie tajenia przed kimś jakichś niemiłych dla niego spraw.

     Człowiek kulturalny jest słowny. Nie dawajmy nigdy przyrzeczeń, jeśli nie mamy pewności, że będziemy mogli je spełnić. Zawsze lepiej powiedzieć, że będziemy się starać to, o co nas proszą, uczynić, niż lekkomyślnie kogoś zapewniać, a potem słowa nie dotrzymać. Słowność to sprawa szacunku dla własnego słowa, a nawet więcej – sprawa honoru. To przede wszystkim sprawa szacunku wobec drugiego człowieka. Jeśli coś komuś obiecuję, nie ważne czy w dużej, czy małej kwestii, robię wszystko, aby temu sprostać. Jeśli nie dbam o to, to znak, że bliźni jest dla mnie obojętny.

     Człowieka kulturalnego poznaje się również po całej jego postawie, jaką przyjmuje w czasie rozmowy. Wiemy o tym, że w czasie rozmowy nie wypada używać zbyt żywej gestykulacji i mimiki, bez potrzeby chrząkać, kaszleć, ziewać, robić niepotrzebne ruchy, poprawiać ubranie. Przy rozmowie należy patrzeć sobie w oczy. Oczywiście nie uporczywie i bez przerwy, ale spokojnie odrywając wzrok co jakiś czas. Nie patrzenie sobie w oczy przy rozmowie sprawia wrażenie lekceważenia, nieufności lub braku zainteresowania tematem rozmowy. Dużym nietaktem jest przeglądać w czasie rozmowy gazetę, książkę lub „bawić” się telefonem komórkowym.

     Treść i ton naszych rozmów mają znaczenie zasadnicze. I to nie tylko z punktu widzenia kultury, ale i ze względu na ich wartość moralną. Człowiek wyrobiony wewnętrznie, ale zarówno człowiek kulturalny, choćby niewierzący, nie będzie obmawiał osób nieobecnych, nie będzie ich krytykował złośliwie, ani też powtarzał prawdziwych, czy nieprawdziwych plotek.

     Prawdziwa kultura nakazuje również dyskrecję. Powierzonych nam w zaufaniu informacji czy zwierzeń nie powtarza się nikomu. Nie powtarza się również o kimś wiadomości, które wprawdzie nie są obmową, ani niedyskrecją, ale w jakiś sposób mogłyby tę osobę ranić.

     Nie mówi się rzeczy złośliwych nawet pod pozorem dowcipu. Tak zwany cięty dowcip nie przystoi siostrze zakonnej. Odejmuje jej nimb łagodności i życzliwości dla bliźnich. Powoduje nieufność i ostrożność. Któż chce się narazić czyjemuś ostremu językowi?

     Przeciwna dobremu wychowaniu jest hałaśliwość i rubaszność w mowie. Śmiech niepohamowany nie razi tylko wtedy, gdy wywołany jest szczególnie komiczną sytuacją, lub dowcipem, ale na pewno razić będzie, gdy jego wybuchy będą się powtarzać co chwila, nieproporcjonalnie do tematu rozmowy. Są ludzie, którzy denerwują otoczenie tym, że się ciągle śmieją bez względu na poważny temat rozmowy. Inni znów mają ponurą minę i niczym ich rozpogodzić nie można. Oba zachowania są rażące i niemiłe.

     Zdarza się często, że siostra, która potrafi być doskonale uprzejmą w towarzystwie ludzi świeckich, nie panuje nad opryskliwością i niecierpliwym tonem głosu w rozmowie ze współsiostrami. Nie potrafi zapanować nad zniecierpliwieniem wywołanym zbyt rozwlekłą rozmową wspólsiostry, daje jej do zrozumienia, że nudzi ją głupstwami i czas zabiera. Wzrusza ramionami, w połowie przerywa, spogląda z wyrazem znużenia, wzdycha, kręci się, czasem nawet z ironią, czy politowaniem uśmiecha.

    Często też wybucha zniecierpliwieniem, nie chce słuchać, odchodzi. Czy to nie nasz obraz w środowisku domowym? Ile spośród nas odnajduje siebie w tym obrazie? 

     „Bo ona jest taka nudna i tyle czasu mi zabiera i ciągle czegoś ode mnie chce” – tłumaczy się. Ona jest nudna, ale my jesteśmy dobrze wychowane, prawda? To obowiązuje do słuchania rzeczy nudnych i zabierających czas. Mówimy o ascezie życia zakonnego, a czyż wysiłek, by być zawsze uprzejmą dla wszystkich, to nie asceza?

     Jest dużo sposobów, by rozmowę nie w porę zaczętą uprzejmie przerwać, przeprosić siostrę, że nie mamy chwilowo czasu (jeśli go rzeczywiście nie mamy), odłożyć rozmowę na później, lub delikatnie ją skrócić. Spróbujmy tylko, a znajdziemy wiele sposobów, by nasza rozmowa z siostrami była pełna ducha miłości i grzeczności. Wtedy same zyskamy na tym wiele, już nie tylko dla duszy, ale i na sympatii otoczenia. Które siostry są najbardziej lubiane? Właśnie te, które potrafią okazać życzliwość i grzeczność. Często się zdarza, ze w rozmowie ze współsiostrą zostaniemy urażone jej nietaktownym odezwaniem się. Nie okazujmy tego. Nie ścierajmy się z nią zaraz jakimś równie nieprzyjemnym słowem. Właśnie nasz takt polega między innymi na tym, by znosić cudze nietakty. Nic bardziej przeciwnego dobremu wychowaniu jak skłonność do obrażania się. Właśnie ludzi mało kulturalnych poznaje się po tym, że ciągle się obrażają w ostentacyjny sposób.

     Czuwajmy też nad tym, by treść naszych rozmów odpowiadała godności naszego stanu. Nie znaczy to, że trzeba stale być nastawioną na najwyższy ton, że mamy tylko mówić o sprawach poważnych i pobożnych. Życie nasze nasuwa konieczność rozmowy o rzeczach nieraz błahych i mało znaczących. Chodzi tylko o to, aby nasze rozmowy wtedy, gdy je prowadzimy w chwilach wolnych, nie przeradzały się w tzw. „przelewanie z pustego w próżne”, nie były powodem do plotek, obmów.

    Gdy opowiadamy o swojej pracy, o przeżyciach z nią związanych, nie zapominajmy o jednej zasadniczej sprawie; nie wolno nam zdradzać naszej tajemnicy zawodowej, a więc nie wymieniać nazwisk osób, nie opowiadać o sprawach rodzinnych, a przede wszystkim nie obmawiać, nie ośmieszać ich wad, nawet jeśli inni nie wiedzą o kogo chodzi

     Nasza kultura w całej pełni okazuje się podczas rozmowy z drugim człowiekiem. Nasza obecność, rozmowa, ma stać się dla drugich odprężeniem, wytchnieniem, a nie udręczeniem i zanudzaniem. Nie bójmy się rozmawiać w większym towarzystwie, nie bądźmy ponure i nie czekajmy aż zaczną „zabawiać” nas inni. A jeżeli mówić, to mówić coś ciekawego. Czy to ma być temat poważny, czy wesoły, musi być ciekawy.

     Oczywiście krąg naszych zainteresowań jest bardzo różny, ale można określić, co może być tematem nudnym, a co ciekawym. Rozmowa o jedzeniu, o ubraniu, o swoich dolegliwościach, o sensacyjnych występkach ludzkich, to napewno tematy nieodpowiednie. Powtarzanie w sposób rozwlekły i nudny zasłyszanych informacji, treści kazań czy konferencji, to nieszczególny sposób prowadzenia konwersacji.  

     Tematów ciekawych dotyczących świata duchowego i materialnego jest tak wiele, że kwestia ich wyboru, to właśnie sprawa naszego wyrobienia kulturalnego. Jeśli czujemy, że otoczenie słucha nas z uprzejmym przymusem, albo, co częściej ma miejsce – przestaje nas słuchać – nie usiłujmy tego tematu wszystkim narzucać. Streśćmy sprawę krótko, przejdźmy do czegoś innego, lub oddajmy głos innej osobie. A jeśli znów same musimy słuchać nudnej i rozwlekłej mowy innych, nie okazujmy, że to nas tyle kosztuje. Nie przerywajmy w pół słowa, nie dawajmy do zrozumienia, że to nas nie interesuje, czy denerwuje. Wysłuchać do końca cierpliwie, to obowiązek grzeczności.

     Hałaśliwość, zbyt głośne śmiechy rażą niektórych, zwłaszcza starsze osoby. Bądźmy wyrozumiałe dla innych. Nie gorszmy się, gdy ktoś przekroczy miarę śmiechu. Śmiech i poczucie humoru bywa u poszczególnych ludzi bardzo różne. To, co dla nas jest obojętne, może kogoś rozśmieszyć do łez. Nie gderajmy, nie róbmy zgorszonych min, nie bądźmy podobne do tych przysłowiowych ciotek, co „siedzą na kanapie i mają za złe”. Bądźmy dla młodych dobre – nie dobrocią „ciotkową” ale matczyną, która potrafi zrozumieć i wyrozumieć.

Nasze wspólne mieszkanie

   Współczesnemu człowiekowi najwięcej trudności i przykrości w życiu codziennym sprawia ciasnota mieszkania, konieczność dzielenia go z ludźmi obcymi i często niemiłymi. W naszym domowym życiu zakonnym nie mamy do czynienia z ludźmi obcymi, ale niemniej problem ciasnego mieszkania, a czasem dzielenia pokoju z innymi osobami i wspólne życie z siostrami o tak różnych charakterach jest dla nas bardzo aktualny. Co czynić, by w tym tak nieraz trudnym życiu panował ład, harmonia, pokój i żeby nam wszystkim było ze sobą dobrze?

   Aby w mieszkaniu nawet najuboższym czuć się dobrze, musimy w nim utrzymywać wzorowy porządek, ład, czystość. W opinii świeckich, w domach zakonnych jest zawsze bardzo czysto i schludnie. Czy jednak rzeczywiście każda z nas przykłada się do tego wzorowego porządku? Czy nie to właśnie jest przyczyną nieporozumień między mieszkankami tego samego domu, bo jedna ciągle sprząta, a inne do tego się nie poczuwają? Skontrolujmy swój egoizm, wygodnictwo uprawiane pod pozorem, że „ja mam mniej czasu, niż ona”; „ja pracuję poza domem”, itp. Mój pokój nie musi być pierwszy w kolejności do sprzątania, nie ma potrzeby „dopieszczać” przesadnie swoich rzeczy materialnych. Moje sprawy nie są najważniejsze. A wreszcie – czy umiemy uszanować czyjąś pracę? Czy nie psuję lekkomyślnie porządku zaprowadzonego przez inną siostrę, np. zadeptuję świeżo umytą podłogę, schody, bo mi się śpieszy? Może swoje rzeczy pozostawiam niemal w całym domu, wprowadzając wielki nieład? Czy pamiętam, że estetyczny wygląd domu zależy również od tego, czy sprzątam dokładnie po sobie i nie zostawiam tego obowiązku innym?

  Pomieszczenia służące do użytku wspólnego, np. korytarze, kuchnia, łazienki wymagają od nas szczególnej uwagi. Uchylamy się nieraz całkowicie od odpowiedzialności za panujący tu porządek. Rozlana woda na podłodze, której nikt nie wytarł, zabrudzone zlewy, ślady mydła, brudne ręczniki i ścierki, ślady brudnych rąk na drzwiach, niedomyte naczynia i wiele innych nieporządków świadczy o stopniu kultury mieszkańców domu. 

   Łatwiej zachować ład i porządek, jeśli będziemy używać sprzętów i urządzeń zgodnie z ich przeznaczeniem. Wszystko, co nam służy i pomaga w życiu, powinno mieć swoje odpowiednie zastosowanie, np. zlew kuchenny służy do mycia naczyń, a nie do zmywania podłogi; ściereczki do naczyń, nie służą do wycierania rąk, czy stołu; itp. Nie ułatwiajmy sobie pracy „na skróty”. To najczęściej kończy się nieporozumieniami i kłopotami.

    Nie pomoże biadolenie na nieporządek, robienie tragicznych min i skargi do przełożonych. Tu trzeba jednej prostej rzeczy. Zakasać rękawy i sprzątnąć to, co razi moje poczucie ładu. Sprzątnąć tak, jakby to do mnie należało. Jeśli każda potrafi się na to zdobyć, to nieporządek szybko zniknie i nie będzie powodu do narzekań. Świeci szukali sposobności, by sprzątnąć po drugich i robili to tak, żeby nikt nie widział. Św. Teresa od Dzieciątka Jezus składała skrzętnie porozrzucane przez siostry płaszcze. A my lubimy najczęściej wyszukiwać sprawców nieporządku, żeby móc na nich trochę pogderać.

    Szanując ludzką pracę, szanujemy też cudze rzeczy. Umiejmy poprawić ubranie siostry, które przez naszą nieostrożność zsunęło się z wieszaka, umiejmy odsunąć stojące buty, a nie odrzucajmy ich szczotką do zamiatania, pozostawmy w należytym porządku. Nie zajmujmy tylko swoimi rzeczami wspólnych szaf, wieszaków czy półek, zróbmy miejsce dla innych.

   Przy stole kultura też obowiązuje. Zadbajmy o to, aby atmosfera posiłków była miła, bez zbędnych, przykrych rozmów. Zatroszczmy się o współsiostry, zwłaszcza starsze, chore; usłużmy im z radością. Nie dbajmy tylko o „własny talerz”. Jednym słowem, umiejmy zauważyć te drobiazgi, z których składa się codzienne życie, by na tych drobnych sprawach ugruntowała się w nas prawdziwa cnota ubóstwa, a jednocześnie prawdziwa kultura.

    Mówiąc o poszanowaniu cudzych rzeczy warto poruszyć sprawę samowolnego pożyczania przedmiotów należących do kogoś innego. Ot, tak na chwilę chwyci się cudze ubranie do okrycia, by przebiec przez podwórze, zabierze cudzy brewiarz, bo nie warto iść po swój na piętro, pożyczy cudzą parasolkę, itd. Wszystko dzieje się oczywiście bez złej woli, tylko z pośpiechu, z lenistwa, dla ułatwienia sobie życia. Ale czy się zastanawiamy nad tym, ile niesnasek, ile niepotrzebnych sprzeczek i zdenerwowania wzajemnego wprowadzamy do domu, tak właśnie postępując. Stwarzamy konieczność zamykania różnych rzeczy pod kluczem. A wszystko to dzieje się jedynie przez lekkomyślność i brak kultury którejś z sióstr. Trzeba to powiedzieć z wielkim naciskiem: człowiek prawdziwie kulturalny nigdy bez wiedzy właściciela cudzej rzeczy nie ruszy. Gdyby każda z nas przejęła się do głębi tą prawdą, to klucze w domu zakonnym stałyby się zupełnie niepotrzebne. Istniałby tylko jeden klucz od drzwi zewnętrznych.

  Wysuwa się prawda, że im uboższe i ciaśniejsze mieszkanie, tym większy powinien panować w nim ład i porządek. Nasuwa się jeszcze jedno stwierdzenie: im więcej ludzi w mieszkaniu, tym większa powinna w nim panować cisza, tym wierniej należy zachować milczenie. Przebywamy cały dzień wśród ludzi; w pracy, w pośpiechu, gwarze... Gdzie znajdziemy ciszę? Musimy ją znaleźć w naszych domach. Spróbujmy stworzyć w nim atmosferę życzliwego milczenia, bo może być milczenie tak ciężkie i przykre, że oczekuje się najbardziej błahego słowa, które by je wreszcie przerwało. Stwórzmy atmosferę milczenia przez wzgląd na naszą bardzo zmęczoną siostrę, przez wzgląd na jej ból głowy, na jej pilną pracę, którą chce wykonać we wspólnym pokoju. Powstrzymajmy się od chęci gadania, choćby nawet ciekawych rzeczy. Umiejmy to odłożyć na później. Umiejmy swą kobiecą intuicją wyczuć, kiedy milczenie będzie dla naszej współsiostry prawdziwą ulgą, a kiedy potrzebne jej jest nasze słowo.

 O kulturze człowieka mówi również jego postępowanie uprzedzające innych w czynieniu dobra. Człowiek dobrze wychowany nie jest biernym czy obojętnym obserwatorem zdarzeń, sytuacji, nawet tych niepozornych, lecz dostrzega, zauważa „potrzebę chwili”. Nie czeka aż go poproszą o przysługę czy wręcz na nim to wymuszą. Jest otwarty na innych. Sam chętnie wychodzi na przeciw ich potrzebom. Potrafi pierwszy ustąpić miejsca, przepuścić w drzwiach, pomóc w niesieniu ciężkiej torby z zakupami, pozwala innym bez tłoku wsiąść lub wysiąść z autobusu, nie depcze po piętach wychodzącym z kościoła, nie zostawia śmieci tam, gdzie popadnie, itp.

   Ileż wysiłku potrzeba, by być stale, na co dzień człowiekiem dobrze wychowanym. Oto i nowy nakaz kultury i zarazem nowe wymaganie ascezy: człowiek dobrze wychowany nie sprzecza się o wygodniejsze miejsce. Czy muszę sobie koniecznie wywalczyć miejsce koło okna? Czy ja muszę koniecznie mieszkać w tym, a nie w innym pokoju? Czy muszę się ciągle sprzeczać o otwieranie lub zamykanie okna? Czy ja zawsze muszę mieć świeży chleb, najlepsze ubranie? Czy siostra, która wieczorem po dyżurze wraca do domu, musi koniecznie wysłuchiwać narzekania, że robi hałas, że przeszkadza? A ja, czy muszę robić tyle zamieszania, gdy wracam późno? Czy te nasze niegrzeczności, jakie popełniamy w stosunku do naszych współsióstr miałyby miejsce, gdybyśmy mieszkały z osobami, na których opinii nam zależy? Czy nie byłybyśmy wtedy grzeczne, ustępliwe, kulturalne?

 

*  *  *

            „Jesteśmy bowiem miłą Bogu wonnością Chrystusa zarówno dla tych, którzy dostępują zbawienia, jak i dla tych, którzy idą na zatracenie;” (2 Kor 15).

     „I tak być powinno – żeby tam, gdzie nasz dzień powszedni jest spędzony, była ta dobra wonność Chrystusowa wydzielana przez nas, bo przecież w nas i przez nas Chrystus żyje i działa. Celem i sensem naszym życia jest odtworzyć w sobie Chrystusa, czyli tak wszystko w sobie ułożyć, żeby myśli, słowa i czyny były Chrystusowe. (...)

     Ludzie nie pytają, czyśmy dzisiaj spali osiem godzin, czy cztery; czyśmy mieli zasłużony odpoczynek, czy nie spotkała nas jakaś przykrość. Ludzie chcą, byśmy zawsze przychodzili do nich w pełnym rynsztunku Bożego człowieka, pod każdym względem opanowanego, który by się nie dopuścił nawet najmniejszego nietaktu i nikomu żadnej nie wyrządził przykrości”. (Bp Jarosiewicz)

 

Dobroć serca, miłość uczynna i życzliwa, prawdziwa chrześcijańska miłość bliźniego, to dopiero trwałe podłoże naszej zakonnej kultury.

* * * * *


10 wskazówek trudnej sztuki słuchania

Między pozwoleniem komuś na „wygadanie się” a wysłuchaniem go jest różnica. Wysłuchanie jest wyrazem szacunku, zainteresowania i troski dla innego człowieka. Prawdziwe słuchanie bywa trudne i wymaga dyscypliny wewnętrznej, a nauka słuchania zajmuje wiele czasu.

1. Aby słuchać, muszę przestać mówić.

2. Naucz się słuchania zaangażowanego. Jednym z najlepszych sposobów zdjęcia z kogoś brzemienia jego doświadczeń jest wysłuchanie go.

3. Słuchanie wymaga cierpliwości. Elementy serdecznego słuchania to cierpliwość i powtarzalność.

4. Twórcze słuchanie nie zawsze przebiega w ciszy. Prawdziwe słuchanie wymaga refleksji, a nasze zachowanie podczas słuchania musi być przemyślane. Czasem dobry słuchacz wymaga od mówiącego wyjaśnień.

5. Słuchanie jest sztuką, do której niektórzy są szczególnie uzdolnieni. Trzeba również nauczyć się dawania komuś odczucia, że jest słuchany.

6. Słuchanie to uczestniczenie. Słuchanie wymaga dawania siebie drugiemu człowiekowi, jednak nie można na szukającego pomocy przenosić swoich nierozwiązanych problemów.

7. Jeśli słuchamy powierzchownie, rzadko stajemy przed problemami związanymi z głębokimi poziomami osobowości człowieka. Dla większości ludzi jest bardzo trudne otwarcie się pełne i uświadomienie sobie swojej ciemnej strony. Słuchanie z najgłębszych poziomów jest także trudne dla słuchającego. Jeśli jednak nie wsłuchujemy się w ciemną stronę osobowości człowieka, nigdy nie ujrzymy go w pełni.

8. Poprzez coraz większe sprawy docieramy do najgłębszych, ukrywanych poziomów „ja”, do spraw dla człowieka zasadniczych, wiążących się z przeżyciami religijnymi. Słuchanie na tym poziomie ma cechy przeżycia religijnego.

9. Prywatność i czas słuchania. Doświadczenie mówi, że optymalny czas słuchania (i mówienia) wynosi około 1 godziny.

10. Ocenianie i wydawanie sądów utrudnia komunikację. Nie oceniaj więc i nie dawaj rad nieproszony.

Święta

Piątek, XXXIII Tydzień zwykły
Rok B, II
Wspomnienie św. Cecylii, dziewicy i męcz.

Galeria

Wyszukiwanie